Pakujac w pospiechu swoje wszystkie manele wiem juz ze nie mam namiotu i przedniej opony, coz przygoda sie zaczyna nawet nie przejechawszy 1km....
wyjezdzam w str Portshmouth na prom do Santander. kolejny zonk : jedna stacja benzynowa w remoncie na nastepnej o dziwo- nie ma pradu....pogoda znosna w granicach 20 stopni i sucho wiec jedzie sie przyjemnie. korek za korkiem z trudem przeciskam sie miedzy autami z 2a panierami - nie kazdy kierowca ustepuje , niektorzy wrecz ironicznie zajezdzaja droge jakby chcieli powiedziec- ja stoje w korku czemu ty mas miec lepiej? nic jade cieprliwie i wiem juz ze nie zdaze na prom ale coz to, nigdzie sie nie spiesze cel znajomy a co ma byc to bedzie.
dojezdzam spozniony o ponad 2h. w recepcji pytam o mozliwosci przedostania sie na druga str kanalu, jest gites majonez....za 1h mam prom do Francji i o 6;30 na miejscu tak wiec spanko bedzie w normalnych godzinach - kabiny juz nie ma zadnje wolnej , ale coz malo to miejsca w pomieszczeniach dla turystow? ide pozwiedzac prom- jest restauracja, sklepy kino, pub. spotykam 2 anglikow poznanych na parkingu i pije z nimi piwko. jada rekreacyjnie na 2 motach do Paryza- opowiadajac historie z zycia i z podziwem sluchaja moich planow doradzajac szybkie trasy. coz czas spac: ide pod prysznic . co ceniejsze rzeczy oddaje do depozytu i ide w kime spiworek juz rozlozony kilku turystow rowniez czyni podobnie , inni spia w kabinach badz na rozkladancyh fotelach. budzi mnie steward zapalajac swiatla i informujac o czasie przyplyniecia.
Wyjezdzam o swicie kierujac sie na Paryz , po drodze spotyam otwarta juz ciastkarnie , zapach kawy , pizzy i rogalikow przyciagnal moja slodka dupke na parking obok. zamawiam 2 rogale i kawe- pierwsza klasa!. Lokalsi tez parkuja w drodze do pracy i robia podobne zakupy....dobra szukam warsztatu by zmienic kolo i udaje sie to w koncu podpytujac lokalnych mechanikow. w Sobote bez kolejki zmieniaja mi gume z tylu i dodatkow zakladam mocniejsza detke, przedniej opony jednak nie ma wic jade na starej....za wszystko zaplacilem ok 35 euro z detka.
Zasuwam rowno ok 130- 140 km/h autostrada w str Bordoux....
zjezdzam z autostrady nie widzac zadnej stacji paliw i odnajduje cmetarz zolnierzy polskich ktory jest bardzo zadbany a na pomniku Gen Sikorskiego leza swierze kwiaty z notka: od wiernych zolnierzy. widze na bialo czerwonej wstedze napis : Wielkopolska.
wpisuje sie do ksiegi i lece dalej. jst pieknie 28 stopni zamki porozpinane ....zapier....znaczy jade szybko
i czuje swad plastiku.....hmmm....zjezdzam na parking ....o qwa....upalony worek, stopiona kosmetyczka, recznik, spodnie wodoodporne, dezodorant pusty....czyli jest super
nie mam namiotu, nie mam kosmetykow- dzien dziecka pelna geba
Dojezdzam noca do Coniac robie rundke po miescinie i lece w krzaczory .
Jest idelanie jakies dzewka ale nic z tego jade dalej ktos spaceruje o 23!
po ok 1km jest bajeczka za krzaczorami znajduje wielkie snopy slomy z czego jeden dokulalem - no jest king size bed w 1mln star hotel
szybko robie toalete husciorami z olejakami , jem kolacje przy swietle moto i klade sie jak bobo w kime, piekne gwiezdziste niebo zero chmur, cos buszuje w krzakach ale nie zamierzam tegoo sprawdac -zasypiam jak kloda.
Niedziela rano piekny widok na winiarnie, wstaje robie kawe , slysze strzaly...mysle pewnie automaty do odstarszania ptakow....
slysze jednak psy i widze w odl ok 400 -500m obserwuja mnie ludzie.
nie ma jajec-Zakladam pomarnczowa podkoszulke
wychodze w koncu zza krzaczorow slyszac coraz blizej psy i wychodze na spotkanie Bertranda polujacaego na lokalne ptactwo. dogadujey sie swietnie ja po angielsku on po francusku
robie fote i kazdy idzie w swoja str.-ruszam do miasteczka robie kilka fot i lece dalej.....teraz wiem ze tych 3 panow pilnowalo zeby Betrand nie ustrzelil przypadkiem i mojego ptaszka
dobrze ze on tylko stoi a nie lata
Poznym popoludnie jestem juz w Pau i Pirenejach...szukam tym razem pola namiotowego wczesniej i spotykam... 2ch szwedow na wypozyczonych bmka w Hiszpani na ich 5-o dniowym urlopie w Pirenejach. Jako ze mowie po angielsku plynnie i jestem motocyklista zapraszaja mnie na browara. czas mija szybko i juz jest ciemno. Zegnam sie nimi i laduje w pobliskim kampingu. Ranikiem niestety juz nie spotkalem ich w hotelu wyjechali wczesniej - jade wiec sam i robiac fote podjezdzaj do mnie niemcy na bmkach - para jednak okazala sie byz z Austrii, wlasciciel stawia moto obok mojego i partnerka robi nam pamiatkowa fote, ja wyciagam swoj i tez czynie podobnie, widzac moje moto koles mowi ze nowy ktm wygrywa teraz wszelkie ratingi i sam zastanawia sie nad zakupem nowego.machamy raczkami i kazdy jedzie w swoim obranym kierunku , niestety nie po drodze nam.
Jestem juz w Hiszanii. tankuje na rosignolu i zatrzymuje na lunch w pieknej scenerii gor z widokiem na jezioro i dolanczam sie do pary z Barcelony ktor akurat tez rozpoczela swoja przerwe a dodatkowo Anja mowi po angielsku- zegnamy sie i juz pedze -piekne szybkie winkle w gorskim pejzarzu i pierwsza gesta mgla na drodze do Huesca...robie zakupy w markecie w tym ''namiot'' a raczej plachte gdzyz nie moglem znalesc zadnego i kosmetyki.
na koniec dnia znajduje piekna historyczna wioske na wzgorzu i robiac zdjecia, a juz prawie zmierzchalo.....wjezdzam w polna drozke i znajduje piekny stog siana, parkuje - robie spanko z dachem tym razem- ktore jak sie okazalo pozniej w nocy przydatne, gdyz przyszla burza....
Piekna pogoda rankiem i ruszam juz w str Gibraltaru na spotkanie z kolega z lat szkolnych, ktore niestety z racji jego pracy jako administratoera sieci nie odbylo sie tym razem- laduje na kempingu i zasypiajac licze mrowki jako ze dosc duzych rozmiarow moglyby mnie niezle pozrec- ale tylko szt3 potem 6 pewnie zwiadowcow ciekawych kto to, jako ze liczba juz nie rosla usypiam.
Rankiem lece juz na prom , kupuje najtansz bilety w FRS - jako ze jest kilku przewoznikow....radzilbym uwazac na naciagaczy ktorzy nawet na parkingu portu probuja CIe pokierowac w str ich biur sprzedazy.
Juz jestem na promie i czekam na Afryke, jest piekny sloneczny dzien wiec siedze na zewnatrz robiac foty, pijac soczek i planujac co dalej.
Port MId Tangier jest w budowie i jest nowoczesnym portem. motocykl generalnie przykuwa uwage i czas mija na rozmawie z hiszpanka ktora rozmarzyla sie moja wyprawa jako posiadaczka 2ch kolek.
jest goraco 31 stopni w cieniu , kolejki po wizy, kontrole , pieczatki....
nareszcie moge jechac! odpalam a raczej chcialbym odpalic -padla bateria
zagaduje marokancow ktorzy sprowadzaja w autach z Hiszpani co sie da od rowerow, sprzet rtv po skutery itp.....taka polska lat 80ych-probuje sie podloczyc gniazdko - gniazdko 12v ale bez rzezultatow....w koncu dzwonia po kumpla ktory jedzie mnie podpiac na krodko.....Wszystko juz gra moto odpalone jade dalej. Juz widac to co oczekiwalem i co jest charakterystyczne dla Maroka czyli kontrasty od skrajnej biedy po landrovery evoque i bogate dzielnice ktorcyh zadne europejskie panstwo by sie nie powstydzilo,no i oczywiscie suchy klimat i coraz bardziej martwa nature w miare zblizania sie do pustyni .
wymieniam kase i lece na Tetuan gdzie zatrzymuje sie u lokalnego fryzjera...dogaduje sie przez dziadka - klienta, a Manchester i jego kluby pilkarskie okazuja sie wytrychem w rozmowie z arabami i juz pieknie ogolony lece dalej w str Fes. okolo 11 pada z wycienczenia- nie chce spac na kamieniach - laduje w hotelu w Chechuan i za 250 drahimow chrapie juz w lozku.
Rano obok zaparkowanego kata stoi disco na wloskich blaszkach jednak nie spotkalem wlasciciela i udalem sie dalej w droge po mocnej kawie.Drogi sa sredniej jakosci ktore zawieszenie wp ktma lyka bez problemu . przy drogach rosna kaktusy jak u nas brzozy....ludzie wedruja na pieszo badz na osiolkach, inni tloczas sie po 5-6 osob w mercach, kobiety jesli ida to grupa, czasami mam wrazenie patrzac na slomiane kapelusze ze jestem w ameryce pln- wysokie czasze i szerokie ronda i czerwono -biale stroje jak meksykanie , czasami dla kontrastu przemknie autobus z francuskimi badz hiszpanskimi turystami, stare ciezarowki przemijaja sie na zmiane z nowymi volvo czy scaniami....cdn