Aktualny czas: 26.04.2024, 17:58 Witaj! (LogowanieRejestracja)

Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bliski Wschód i Zakaukazie na deser ... czyli projekt MotoGóry
Neno Offline
Bywalec
**
Użytkownicy

Liczba postów: 20
Liczba wątków: 4
Dołączył: Nov 2013
Reputacja: 0
#17
RE: Bliski Wschód i Zakaukazie na deser ... czyli projekt MotoGóry
21 września, dzień 12.

Nie wiem jak na tej "płaskiej" powierzchni się wyspaliśmy ale udało się! Po raz kolejny nie ma czasu na śniadanie, wciągamy tylko brzoskwinie, które z lubością pałaszujemy wtedy, kiedy tylko jest na to okazja... te akurat kupiliśmy chwile przed snem. Z higieny osobistej czasu wystarcza na umycie zębów i płaskacza w pysk by się obudzić i nie wyglebić na tej stromiźnie. Musi wystarczyć. Nie będziemy przecież wybrzydzać.
Kilka zdjęć na pamiątkę, kontrola namiotu czy nie podziurawiony od tej wieczornej strzelaniny, czy paliwo jeszcze jest w motocyklach i można ruszać. Sakwy całe, kufry też bez dziur. Można ruszać.
Czujemy już bliskość góry, podniecenie rośnie z minuty na minutę, nie możemy już usiedzieć na miejscu. Jeszcze tylko chwil kilka na programowanie nawigacji... i można by ruszać, można by...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Biegnę jeszcze kilkadziesiąt metrów do góry by utrwalić całą scenerię w nieco szerszym kadrze. Czuć chłód, czuć powiew rześkiego, górskiego powietrza. Jesteśmy na wysokości 1645m n.p.m. temperatura - delikatnie powyżej 5*C. Delikatnie...
Czy ja już mówiłem, że można ruszać ? Mówiłem, ach tak - więc ruszamy!

Obrazek

Obrazek

Już na asfalcie kontrola bagażu, czy nic nie wypadło na wertepach, strat mamy już wystarczająco dużo, kolejne zdjęcia i w duszy krzyczę:
- Przygodo, nadchodzimy!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kilka kilometrów za Patos opuszczamy drogę D965 i kierujemy się w góry, przez pierwsze 3km mamy nawet asfalt! Na jego końcu znajdujemy małą wioskę a w niej sklepik. Uznajemy (słusznie), że dalej już nie będzie takich wygód i czas zakupić coś czym najadł się już z pewnością Pan Ktoś, Pan, który poczęstował się naszą własnością. Batoniki, ciasteczka i pepsi na poprawę nastroju w ciężkich chwilach. Bo w górach jedni marzą o schabowym, inni o piwie a ja o napojach gazowanych. Nie wiem jak Wy ale ja ze znajomymi w górach to głównie o jedzeniu rozmawiamy... Oczy Licytujemy się leżąc co kto by zjadł... i tak zazwyczaj mija nam czas Oczy
Właściciel sklepu, widownia proszą o wspólne zdjęcia - nie odmawiamy Oczy

Upychamy to wszystko na motocykle i ruszamy jak najwyżej się da, jak najbliżej Suphan Dagi, obaj zastanawiając się, kto to wszystko będzie targał na plecach.

Obrazek

Obrazek

Dojeżdżamy na 2360m n.p.m. Wyżej nie ma już drogi, nie ma szlaku, tabliczek z czasami przejść, nie ma infrastruktury. Jest za to surowe, niezdeptane piękno gór. Z pewnością jest też przygoda. Ruszamy po nią.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Podekscytowanie rośnie tak, że nawet Tomasz ze swoimi długimi nogami nie potrafi mnie zgubić, dzielnie dotrzymuję mu kroku, i nie tylko do pierwszego pikniku ale do końca, do biwaku.

Czasem brakuj tchu i obaj nie wiemy czy to wpływ zmęczenia, wysokości czy może widoków jakie otaczają nas dookoła, gdzie okiem sięgnąć:

Obrazek

Obrazek

Robimy tylko jeden odpoczynek, szkoda bowiem czasu - trzeba dotrzeć jak najwyżej by mieć możliwość zrobić ostatnie podejście i zejście jednego dnia. Musimy też pamiętać, że za kilka godzin zajdzie przecież słonko a my musimy znaleźć kawałek płaskiej powierzchni pod namiot.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pogoda wymarzona!

Obrazek

Obrazek


Tego dnia, a w zasadzie popołudnia robimy blisko 1200m przewyższenia. To sporo bo brak nam aklimatyzacji a plecaki ważą więcej niż byśmy chcieli - zabraliśmy bowiem zapasy na kilka dni, w razie jeśli mielibyśmy z przyczyn pogodowych czy innych, wywołanych siła wyższą, spędzić tam nieco więcej czasu niż planujemy.

Namiot rozbijamy na wysokości około 3540m n.pm. jemy pyszną kolację z lokalnych produktów i wspominamy naszych gospodarzy, Kurdów...

Obrazek

Obrazek

Zmęczeni usypiamy szybko. Śpimy trzymając kciuki by pogoda wytrzymała jeszcze ten jeden dzień. Prognoza wysłana od Mirka przewiduje, że będzie ok ale tylko do południa, trzeba więc podnieść się skoro świt i ruszyć w górę.
Wzmaga się wiatr, odczuwalnie spada temperatura. Jeszcze przed zapadnięciem totalnych ciemności widzimy jak boczne ścianki namiotu zaczynają się dotykać - śpimy bowiem w nieosłoniętym terenie - można by rzec "na grani". Nie wróży to najlepiej...

A wracając do naszych gospodarzy, do motocykli...

Rzut oka na malutki wyświetlacz mojej nawigacji mówi wszystko, za chwilę skończy nam się droga, byle jaka ale droga. W głowie przebiega mi myśl, a może by tak spróbować dalej, wyżej, po bezdrożach. Może uda się spotkać pasterzy i zostawić tam nasze rumaki pod opiekę... Rzut oka w lusterku, Tomasz walczy, dzielnie ale jednak walczy. Nie ma szans.
Wjeżdżamy do wioski - raczej takiej bez nazwy. Pusto. Rozglądamy się uważnie i ruszamy do przodu, w jej głąb. Gdzieś tylko zza rogu, co chwilę widzimy jak chowa się jakaś głowa, ktoś ucieka. Zero bydła, psów, ludzi...
- Pewnie wszyscy wyszli na pole, na pastwiska, w góry - myślę sobie.

Stajemy na środku wioski i czekamy, w końcu chyba ktoś powinien do nas wyjść.
Mija minuta, może dwie i faktycznie ktoś idzie. Sam. Za nim chowa się kilkoro dzieci, dwójka dość blisko, reszta trzyma się dalej. Wygląda jak by te bliżej były jego a reszta innych, za pewne nieobecnych mieszkańców. Wychodzę ku niemu na przeciw, kilka kroków, tak by nie czuł się onieśmielony. Uścisk dłoni i zaczyna się machanie rękoma. No bo jak inaczej się porozumieć ?

Jednym ruchem ręki wyjaśniam co tu robimy, Tomasz pomaga wskazując w tym samym kierunku.
Mesim okazuję się być "szefem" wioski i w przeciwieństwie do reszty doskonale rozumie po co tu przyjechaliśmy. Trzyma tu wszystko w garści, zarządza chyba tym wszystkim.
Mieszka tu kilka rodzin, które trzymają się w kupie, poza rodziną szefcia - jego dzieci jakoś tak oddzielnie, na uboczu, bliżej ojca. Powoli zaczynają się pojawiać kobiety, które chyba wszystkie siedziały w domu Mesima, u jego żony. W zasadzie to nawet nie wiemy, która to, bo ani nam jej nie przedstawił, ani nie wyróżnia się strojem. Zresztą...inna kultura i wolałem za bardzo wzrokiem po niewiastach nie biegać, by nikogo nie urazić.

Mesim przestawia swoje auto i każe nam wjeżdżać motocyklami pod jego wiatkę, twierdzi, że będą bezpieczne. Tak też czynimy - na migi tłumaczymy, że się przebierzemy, przepakujemy, wrzucimy plecaki na plecy i już nas tu nie ma Oczy

Obrazek

Gawiedź obserwuje wszystko z odległości metra, starsi stoją dalej, kobiety również. Przepakowani jesteśmy...teraz należało by się przebrać, pytanie tylko czy wypada ? Oczy Główkujemy, coś tam do siebie gadamy, sytuacja co najmniej niezręczna no ale cóż... spodnie w dół i jazda Oczy Zero reakcji – patrzą dalej. Widocznie to normalne...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Kilka minut później, niemal na siłę lądujemy w pokoju gościnnym "Bosa". Ten dumnie się rozsiada, przy nim kuca jego syn a najmłodsza córka przycupnięta blisko wejścia podaje co chwilę herbatę, donosi pieczywo, ser, oliwki. W kącie na pięknie zdobionej podstawie leży, równie pięknie obłożona księga, mniemam, że Koran. Na ścianach portrety dorosłych już synów, tylko jeden z nich został w wiosce, reszta wyprowadziła się do miasta. Oglądamy wnętrze, uczymy się nawzajem słówek w naszych ojczystych językach – w zasadzie w 4, Mesim jest ciekawy wymowy po polski i angielsku, my po turecku i kurdyjsku. Część słów bowiem zdecydowanie różni się w tych językach. Kiedy tylko odstawimy pustą szklaneczkę na tacę natychmiast dziewczynka podrywa się i napełnia ja a Mesim podsuwa ją bliżej, ku nam. I tak płynie nam czas - herbata za herbatą, ja piję normalnie, Tomasz próbuje w lokalny sposób – wkłada pod język kostkę cukru i popija gorzką herbatą, sącząc tak by kostka cukru się roztopiła. Mało wygodne, mało ekonomiczne ale ciekawe rozwiązanie. Takie inne, jak zresztą wszystko tutaj. Od ludzi, ich kultury, spędzania czasu czy marzeń aż po gościnność...
Owocem owej, poza przyjęciem czym chata bogata, jest chyba z 3-4kg dodatkowego ładunku – dostajemy bowiem prowiant w góry. Super! Jeszcze kilka pamiątkowych zdjęć na których szefu prezentuje swoje owce, swoją wioskę i możemy ruszać w góry. W końcu zaczyna się nasz sen, sen bardzo krótki jak się niebawem okaże ale po kolei...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Mesim ma nawet widok na góry!
Obrazek


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Jeszcze kilka fotek z podejścia:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fotka nieostra, "ukazuje" drżenia rąk z zimna - nie sposób było go stłumić:
"Tomasz pakuje się do namiotu"
Obrazek



Tradycyjnie już mapki:

Obrazek

Obrazek
26.03.2014, 19:15
Szukaj Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości