5 czerwiec
Wstajemy 6.00 szybka kawa, śniadanie i ruszamy w drogę,
jedziemy w kierunku Repedei, oczywiście nie mogło zabraknąć szuterków, ścieszki robią się coraz węższe i w końcu lądujemy na polance odciętej od świata i musimy zawrócić,
Zaliczyliśmy trochę terenu, uciekło trochę czasu, a Farcaul czeka. Postanawiamy znalęźć nocleg, zostawić bagaże i lekkimi motocyklami pojechać w górę. Szybko asfaltami dolatujemy do Repedei, rozpakowujemy motocykle i około 11.30 startujemy do głównego celu wyprawy.
Ustawiam na nawigacji ślad Louisa i jedziemy. Początkowo asfalt, potem lekki szuterek,
dojechaliśmy do pierwszego poważnego podjazdy nie dość że był stromy to były na nim luźne kamienie a samym środkiem wody opadowe zrobiły sobie koryto i wypłukały coś na kształt wąwozu do którego napewno nie chce się wpaść.
Atakuję pierwszy, ale w połowie podjazdu motocykl ześlizguję się ze zbocza i ląduje w środku gdzie jest wymyty przez wodę rów z kamieniamu, tędy już nie pojadę .
Chłopaki idą mi na pomoc i wspólnymi siłami wypychamy motocykl na górę, teraz czas na Żelka. Zatrzymuje się mniej więcej w tym samym miejscu, pomagamy mu i zostaje jeszcze Kasper. Pierwsza próba i gleba prawie na samym dole,nawrotka i jeszcze raz, znowu motocykl jedzie gdzie chce, ewidentnie ten podjazd Kasprowi nie leży, ale nie poddaje się i za trzecim razem jest już ok.
Chwila na złapanie oddechu, bo robi się gorąco a DL-e ważą trochę.
Jedziemy dalej, droga wije się po górach, ale cały czas się wznosimy. Po jakimś czasie podjazd zaczyna być coraz bardziej stromy, na drodze są coraz luźniejsze kamienie, jadę za Kasprem i nagle widzę że zaczyna fruwać po drodze na wszystkie strony, odpuszczam gaz żeby naniego nie najechać.
Na szczęście udaje mu się opanować motocykl i wyjeżdża na szczyt wzniesienia, ja niestety zostałem stać w połowie, a Żelek 10 metrów poniżej. Próbujemy wciągnać na różne sposoby mojego V-stroma, ale jest zbyt stromo, postanawiam zjechać i spróbować jeszcze raz od samego dołu, tym razem wjeżdżam na samą górę. Żelek próbuje i ląduje w krzakach. Jak to sam powiedział chciał zrobić przegląd podwozia, pomagamy mu podnieść motor i rusza jeszcze raz, tym razem z pozytywnym skutkiem. Chwila na złapanie oddechu i wracamy na trasę .
Dalszy ciąg trasy przebiega dosyć łagodnie,
Po chwili wjeżdżamy na łąkę usianą głazami miedzy którymi lawirujemy aby przejechać. W tym miejscu kończy się las i zaczynają połoniny, widoki wyrywają z butów, więc robimy krótką sesję fotograficzną, widząc przed sobą pierwszy stromy podjazd po trawie.
Tym razem Kasper atakuje stok i daje mu bez problemu radę, więc uderzamy za nim i jesteśmy na górze.
I tutaj zaskoczenie, patrzymy w prawo a tu ściana, potężny podjazd nie do pokonania na DL-u, ale zauważyłem ze składa się on z dwóch części i bez zastanawiania się atakuję go, pierwsz część jakoś poszła zatrzymuje się i wołam do reszty przez Walkie-Talkie że spokojnie da się wyjechać. Gdy jesteśmy juz w komplecie patrze na nawigację, która kieruje w lewo na trawers, którego w ogóle nie widać.
Kasper rusza w tym kierunku i po chwili odnajduje właściwą drogę, a właściwie ścieżkę biegnącą wzdłuż zbocza, szerokości 0,5-1m z lewej strony momentami przepaść. Jedziemy powolutku pojedyńczo, żeby tylko nikt nie przewrócił się, myślę sobie, na szczęście bez przygód w komplecie dojezdzamy do końca. Na tracku w tym miejscu mam podjazd w górę, a tu strome zbocze pokryte trawą, navi pokazuje przewyzszenie 260m, no cóż komu w góre temu DL, dwójka gaz i ogniem do góry, w połowie podjazdu zaczyna brakować mi pędu, dociążam tył motocyklai czuję że przyczepność wraca, Kasper mówi że z dołu było widać jak rzuca trawą i że jadę tylko na tylnym kole, w końcu udało osiągnąć się szczyt połonniny wysokość 1760 mnpm. Chłopaki atakują za mną z problemami ale jesteśmy wszyscy na górze. Jadę pierwszy szczytem połoniny, dróżka szerokości około 1-2 m i przepaści z obu stron, ale za to widoki niezapomniane,
spotykam grupę z ADV Poland na lekkich motocyklach, jak mnie zobaczyli z przeciwka to zatrzymali się z wrazenia i poczekali aż do nich dojadę. Pierwsze słowa po powitaniu, to "masz fantazję chłopie", a ja na to: jest nas tu trzech na DL-ach, pokiwali tylko głowami i życzyli szczęścia. Jesteśmy już w komplecie, pozostało jeszcze kilkaset metrów i zjazd do jeziora, dosyć stromy, ale w euforii że udało się aż tu dotrzeć nie zauważamy nawet tego, refleksja przyjdzie później.
Jesteśmy nad jeziorem. Udało sie !!!!!!!!!!
Tylko gdzie ten krzyż, jest, ups..... jeszcze trzeba trochę podjechac,
Kaspra już nic nie mogło zatrzymać wsiadł na Dl-a i po prostu pojechał, za nim Żelek i ja na końcu........
JESTEŚMY, UDAŁO SIĘ, A WSZYSCY MÓWILI ŻE NIE DAMY RADY......
Widoki przepiękne, sesja foto pod krzyżem euforia....
a potem myśl ,hmmm jeszcze trzeba wrócić.....
cdn.....