Mam świeże info od Gruzy:
Pierwsze koty za płoty, czyli ruszamy w drogę po Maroku.
Afryka. Ciepło i słońce. Ja nie wiem skąd u nas takie przekonanie. Poranek zimny, ledwie 13 stopni, a słońce schowane za chmurami. Poubierani, jak niedźwiedzie, ruszyliśmy w drogę. Do przebycia ok. 340 km, z których nam wyszło dobrze ponad 400. Jechaliśmy wzdłuż wybrzeża widokową trasą w niezłym tempie. Około południa zrobiło się naprawdę gorąco i słonecznie. Termometry wskazywały 26 stopni. Każdy ekspresowo ściągał nadprogramowe ciuchy. Może i więcej byśmy pościągali, ale nie należało gorszyć otoczenia. Co jakiś czas krótki przystanek, tankowanie i dalej w drogę. Trasa bardzo urozmaicona. Pięknie. Nawet na zdjęcia się nie zatrzymywaliśmy. Już myślałam, że żadnych fotek z trasy nie zrobię, ale przypomniałam sobie moją metodę z Rumunii i trzaskałam foty jadąc. Szyk bojowy zmieniał nam się co chwilę, ale każdy elastycznie dopasowywał się do sytuacji.
Dotarliśmy do uroczej miejscowości. Chcieliśmy zjeść obiad i Robert postanowił zaprowadzić nas na rynek, gdzie wybór knajpek miał być ogromny. Chodziliśmy klimatycznymi uliczkami. Upał był niezły. W ciuchach motocyklowych każdy miał swoją prywatną saunę. Jednak wizja w postaci pysznego jedzonka w egzotycznym miejscu była bardzo motywująca. Rynku nie znaleźliśmy. Ostatecznie zjedliśmy buły z mięchem i zapili kawą. Nieeee, nikt nie wyklinał. Skądże Emotikon smile.
Zaczęło się robić coraz chłodniej i chłodniej. Przeprosiłam się z porannymi ciuchami. Zupełnie nie ogarniam tych skoków temperatur. Spotkaliśmy też po drodze prawdziwego Batmana. Nawet pomachał nam i pozwolił ze sobą zrobić zdjęcie. Ciekawi osobnicy żyją w Maroku Emotikon smile. Wieczorem dotarliśmy do Fesu. Motóry wylądowały na parkingu, a my w hotelu klimatem przypominającym łaźnię. W różnych miejscach zdarzało mi się sypiać, ale coś takiego widziałam pierwszy raz w życiu.
Jutro ambitny plan. Trzeba się wyspać, cnie?