Rano zaraz po sniadaniu pakowanie na moto i odjazd .
Wygnalismy sie z tego ładnego zakatka w jeszcze ładniejsze .Wiele sie naczytałem opini ze niby zachodnia czesc jeziora jest najładniejsza ale opinie te dementuje bo wschodnia jednak mniej tłoczna i wiecej otwartej lini brzegowej dostepna dla wszystkich.Przejechalismy całe zachodnie wybrzeze Gardy i napotkalismy jedynie kilka dzikich plazyczek gdzie mozna posiedziec lub sie wykapac . Całe kilometry sa nawet nie widoczne dla przejezdnego turysty bo odgrodzone za murami lub najnormalniej naleza do hoteli gdzie nie ma wstepu.
Jednak warto zobaczyc całe jezioro bo widoki sa piekne.
Posiedzieli powzdychali i w droge . Limone , Riva del Garda i to beda ostatnie przystanki nad jeziorkiem.
Kilka chwil spedzamy jeszcze we wspomnianej Rivie . Marta wykarmiła łabedzie naszymi kanapkami na droge ja strzeliłem sobie kilka fotecek i kierunek Madonna di Campilio potem Passo Tonale .
Droga piekna i znajoma
Lecielismy ta droga rankiem z Marasem Dominikiem i Freshem . Wtedy pochmurna , deszcz wisiał nad nami teraz piekne widoki i błekit nieba .
Jedziemy oczywiscie tym samym szlakiem od tej pory co wtedy ale tak sie nam tylko narazie wydaje
Passo Tonale
Południe , pijemy kawe ciasteczko i azymut Passo Gavia
Pecha mamy do tych informacji lub ktos nam przed nosem zamyka te przełecze .
Oczywiscie zamkniete .Szybka kalkulacja i jedyna droga to Aprica i Bormio aby sie dostac do jak wszyscy twierdza otwartego Stelvio.
Po drodze mignął mi znajomy motocykl wiec zawracam i jasne , na ławeczce przeglada mapy Jurii .Litvin poznany 3 dni temu . Jurii tez ma juz dosc zabawy w ciuciubabke bo zbierane informacje rano juz w południe okazuja sie nieaktualne.
Wymieniamy sie wiedza na temat dróg i planow .Jest szansa ze za dwa dni znow sie spotkamy w okolicach Merano.
Droga do Bormio nudna i nie ciekawa bo dobrze mi znana . Wiele razy juz ja pokonywałem a dodatkowo zawiedziony byłem bo bardzo chciałem przejechac sie przez Gavia. Widocznosc swietna , błekitne niebo a ostatnio jak tedy jechalismy lało i wszedzie mgły.
Wszystko to wynagrodził nam Stilfser Joch (Stelvio).
Przed podjazdem na szczyt szybkie tankowanie gdzie dowiadujemy sie ze rzeczywiscie jest otwarte ale czasowo bo po zachodniej stronie spychaja snieg . Otwieraja szlaban na górze co 2-3h i pozwalaja przejechac kilku motocyklom . Facet nie wrozy nam dzis przejazdu ale od samego poczatku wszystkie informacje zdaja sie byc sprzeczne wiec mam nadzieje ze i ta nie wiele bedzie miala wspolnego z rzeczywistoscia.
Wpadamy na droge i widoki znajome ale jak ze piekne .Na sam szczyt wpadamy bez postoju , bez rzadnych fotek bo jedzie sie wysmienicie.Jest pusto i luzno , szkoda marnowac takiej okazji bo nie czesto tu tak jest .
Pierwsze co chciałem sprawdzic na gorze to czy szlaban jest otwarty i z marszu bez stawania na odpustowym szczycie zostaje nam otwarta własnie bramka.
Zjezdzamy ale zaraz po kilku winklach robi mi sie zal widoków i staje na dosłownie kilka fotek.
Facet ze spychacza drze ryja zeby jechac , prosze ja Ciebie stary
Popołudniowe swiatełko widocznosc jak na zamowienie a ten mnie pogania . Pozdrawiam go serdecznie " Vafanculo " i wyciagam aparat . Koles mordze rozdziera ze bedziemy tu stali 2h jak zaraz nie odjade ale moze kto normalny i by pojechał ale nie ja.
Kiedy ja na luzaku fociłem ta menda zwaliła mi na droge 10 ton sniegu . Wcale nie musiał tego robic bo mogł zaczac od dołu ale chciał sie odgryzc za pozdrowienia . Postalismy pooglądałem sobie widoczki i pale sprzeta . Kolaze sie patrza jak na wariata kierownik spychacza tez a ja wreczyłem Marcie kamerke i cisne w te zaspy .
Makaron jeszcze sie odgraza ze jak nawet tu przejade to dalej i tak bede stał . Niby gdzie jak cała ekipa pojechała tylko mnie tu złosliwiec zasypał .
Kilka pieter serpentyn nizej napotykamy kolejnego złosliwego makarona i doopa . Zasypał droge na amen , pomachał nam przyjacielsko i mowi ze troche tu poczekamy ale w miedzyczasie mozemy sobie zdjecia robic
2h w plecy ale za to świstaki nam dotrzymywały towarzystwa i w koncu posiedziec w takim miejscu to nie taka znów kara .
godzina 18;00 maestro zjechał na nasz poziom i zrobił nam korytarzyk umozliwiajacy przejazd . Wymienilismy usmiechy CIAO Bao i ogien na dół . Po drodze jeszcze jeden przystanek na foteczke .
Kilku jeszcze poleciało na góre kiedy tak sobie stalismy . Widziałem ze jeden z nich miał ochote zatrzymac sie i zapytac czy droga przejezdna ale z gestow wyczytałem ze jesli My tu jestesmy to oni pizgaja na góre .
Jeszcze jakis zbłakany Easy Rider
Odjazd , podjezdzamy prawie pod Merano i dzien konczymy w Pensjonacie u Wesołej Helgi .
Podczas kolacji troche postraszyło deszczykiem ale po 5 minutach po deszczu nie było sladu .
Ranek powitał nas znów pogodą jak na zamowienie