po kilku godzinach stania na granicy jesteśmy w Naddniestrzu, straciliśmy dużo czasu na szczęście po drodze do Tiraspolu nie ma
żadnych miejscowości które były warte zobaczenia (według mapy) więc ruszamy
oczywiście tyle co ruszyliśmy zaraz zaczął padać deszcz, stanęliśmy na poboczu i założyliśmy przeciwdeszczówki bo zapowiadało się na długie lanie
jak się okazało to bardzo szybko od granicy dojechaliśmy do stolicy Naddniestrza (jakieś 40km)
stanęliśmy się przed pomnikiem Tiraspol
pierwsze co zrobiliśmy to rozbieraliśmy przeciwdeszczówki bo jak się okazało to pogoda szybko się wyklarowała
przy pomniku każdy standardowo zrobił sobie zdjęcie
i tak wjechaliśmy przez Milicyjne rogatki do Tiraspolu
na rogatkach miasta są posterunki wojskowe jak by byli w stanie jakiegoś konfliktu, ale można przejechać spokojnie i nie zatrzymują pełnią raczej rolę strażników miasta
miasto generalnie wygląda jak opuszczone, dookoła same blokowiska i wszystko w kolorach szarości, tak jak u nas 30 lat temu
na się wrażenie ze czas się zatrzymał a raczej nawet nie ruszył...
nie zatrzymywaliśmy się nawet bo po drodze nie było co oglądać więc pojechaliśmy prosto w kierunku Kiszyniowa stolicy Mołdawii
ale to oznaczało kolejne przejście graniczne Naddniestrze-Mołdawia
jadąc do granicy nie ma już praktycznie żadnych miast tylko same wsie
jak na tamte warunki to policja miała dość szybki sprzęt Golfa III do pogoni za Zaporożcem czy Kamazem
w pewnym momencie pojawiła się wioska z cerkwią więc jak to u nas gdzie jest kościół tam musi być też inne życie
zauważyłem rynek i postanowiłem zajrzeć co tam jest ...
po wejściu oczom ukazał się Vladimir Ilyich Lenin na samym środku placu, i nic więcej...
chwile później zeszło się kilku miejscowych więc postanowiliśmy ruszać dalej żeby nie prowokować
po przejechaniu kilkunastu kilometrów dojechaliśmy do granicy, pierwsze co pomyślałem tym razem to ile kwitów będzie do wypisania i jak długo potrwa wyjazd z Naddniestrza skoro poprzednio było to około 5h
na granicy oczywiście postanowiłem nie wyłączać kamery jak zawsze, nagle nie wiadomo skąd pojawiło się przy nas mnóstwo ludzi w różnych mundurach
każdy coś sprawdzał i przeglądał te nasze kwity a przypominam że każdy miał po pięć różnych kartek i karteczek
nawet nie wiem kiedy i kazali mi jechać dalej, jakoś szybko poszło sobie myślę...
pojechałem kawałek dalej a tam zatrzymał mnie chyba Milicjant Naddniestrzański i znów oglądał kilka dokumentów i paszport po czym kazał iść z paszportem bo biura (buda na przeciw) dam dostałem pieczątkę wyjazdową i tak opuściliśmy Naddniestrze ale byliśmy w pasie niczyim i jechaliśmy na granicę Mołdawii
całość przeszła zdumiewająco szybko, prawie jak ruch bezpaszportowy
ruszyliśmy na stronę Mołdawii
myślę sobie no to lux teraz to już z górki i szybko pójdzie ale...
nic bardziej mylnego, tym razem nic nie wypisujemy ale musimy zostać sprawdzeni przez władze Mołdawii z paszportami i dokonać tzw. opłaty klimatycznej za wjazd do Mołdawii
całość trwa około godziny więc nie jest tak źle
na granicy nie ma żadnych szlabanów tak jakby wiedzieli ze jak ktoś już przejedzie Naddniestrze to w Mołdawii już nie ma co uciekać bo tam jest ta 'żelazna kurtyna' dziwne te przejście trochę.
Nikt nikogo o nic nie pyta i wszystko dzieje się w spokojnym tonie.
dostajemy komendę że możemy jechać, nikt nic nam nie zabrał z tych dokumentów które dostaliśmy w Naddniestrzu a dodatkowo przy wjeździe do Mołdawii dostajemy następny kwitek, dziś już wiem ze na te granice trzeba mieć oddzielną teczkę na dokumenty żeby to ogarnąć...
zaraz za granicą stajemy przy restauracji, fajne miejsce cywilizowane tam jemy obiadokolację chwilę odpoczywamy i jedziemy dalej na Kiszyniów
tam tez poznałem gościa z Kiszyniowa który ma serwis motocyklowy i proponuje pomoc w razie czego. Wymieniam się z nim telefonami daję mu MFkę i ruszamy bo zaczyna zachodzić słońce
jedziemy kilkanaście km i dojeżdżamy do stolicy Mołdawii Kiszyniowa
wita nas ogromny znak przy którym robimy zdjęcia
oczywiście flaga ma osobne zdjęcie
w pewnym momencie dojeżdżamy do bram Kiszyniowa , miejsca które jest harakterystyczna dla miasta dwa budynki tworzą wrota miasta
jadąc dalej przez miasto (piękne miasto zupełnie inne niż Tiraspol) dojeżdżamy do stadionu gdzie za dwa dni Polska reperezentacja zagra z Mołdawią mecz eliminacji mistrzostw Świata
kiedy my robiliśmy zdjęcia to obserwował nas stróż stadionu, chwilę z nim zagadałem i gość nas wpuścił ! na stadion gdzie mogliśmy podejść do trawy i na trybuny, oczywiście wykorzystaliśmy to i również tam robiliśmy zdjęcia (dodam bo sam nie mam )
poruszając się po mieście widać że jest stolicą wszystko czyste i europejskie i nagle czujesz się jak w Warszawie.
pojeździliśmy po Kiszyniowie wieczorem i można powiedzieć ze miasto warte zobaczenia i zostania na 2 dni bo jest co zobaczyć.
Żałuję że byliśmy tak późno i nie mieliśmy okazji poznać klimatu tego miasta więc może kiedyś ...
z Kiszyniowa pojechaliśmy dalej szukając miejsca do spania, niestety po wyjeździe z miasta nie było żadnej infrastruktury motel/hotel gdzie można było stanąć, tam nie ma niczego oprócz lasów...
jadąc tak przed siebie w poszukiwaniach nagle ukazał się parking (coś w stylu parkplatz) ale bez żadnych wysepek zieleni tylko sam asfalt. Było to w górach więc wilgotność z minuty na minutę wzrastała.
chwilę tam staliśmy i zaczęło się nerwowo bo część ekipy miała już dość jazdy i chciała się zatrzymać co było zrozumiałe.
W czasie kiedy w zasadzie nie wiedzieliśmy co robić constantine idąc gdzieś pod wzniesienie zauważył że jest tam jakaś polana, a raczej ściernisko.
Zszedł na dół i powiedział ze tam jest dobre miejsce na namioty więc część chłopaków zabrała latarki i poszła sprawdzić. Consti w tym czasie siadł na swój motor i ruszył w górę a ze były spore koleiny zrobione przez traktor to puścił glebę, motor sie przechylił i klac...
Tusiek i viadro widząc ze leży zabrali się za stawianie maszyny, na szczęście nic się nie stało
ja jak to ja wszędzie z aparatem uwieczniam zdarzenie... jak zawsze
potem każdy powoli wjechał do góry z różnymi przygodami i zaczęło się ustawianie motocykli na nierównym terenie, każdy zabezpieczył swój motor (podpierająć kijami żeby się nie przewróciły) i tak staliśmy tam nie wiedząc co dalej
pora była dość późna około 23.00 więc trzeba było decydować co i jak, do granicy z Rumunią było około 30 km
constantine z włóczykijem postanowili rozbić namiot i zostać w tym miejscu, ja Tusiek i viadro mieliśmy wątpliwości...
chwilę jeszcze staliśmy i pada propozycja że można przy granicy znaleźć miejsce do spania więc ja byłem za Tusiek i viadro też ale consti i włóczykij powiedzieli stanowczo że zostają i koniec.
Z każdą minutą coraz więcej było wilgoci
Więc po ostrej wymianie zdań z dwóch stron ruszyliśmy w kierunku granicy z Rumunią, podczas wyjazdu ze ścierniska viadro przewrócił motor i złamał kierunkowskaz ale szybo ogarnęliśmy temat taśmą klejącą na parkingu, mieliśmy nadzieję że chłopaki słysząc co się dzieje jeszcze postanowią dołączyć i pojechać razem,ale zostali w namiocie.
Od tego momentu jechaliśmy w trójkę viadro Tusiek i ja.
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów wjechaliśmy do Rumunii
cdn
.
______________
Jazda bez granic