Moto-Fan - Jazda bez granic

Pełna wersja: Wyprawa 2012 - From UK to Espana
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
2012


Obrazek


Obrazek


Musialo minac kilka dni aby wrocic do codziennosci po emocjach zwiazanych z przyspieszonym powrotem z sarajewa .wprawdzie z dominikiem i Freszem rozmawialismy już na drugi dzien jednak zanim relacje z seba wrocily do normy musialo uplynac troche czasu. Wiadomo jak to jest , mowiac przesmiewczo musi troche wody w rzece uplynac aby się rany zabliznily … Dopiero po kilku tygodniach zaczelismy się niesmialo odzywac na facebooku . Przeprosilem Sebe za incydent ze stacji. Z perspektywy czasu zdalem sobie sprawe ze tamtego dnia przegialem . Cokolwiek by się nie wydarzylo odbieranie kluczykow bylo czymś czego robic nie powinienem. Tak jak przypuszczalem temat został zamnkniety a nawet szczerze posmialismy się z calej tej sytuacji. Było minelo życie plynie dalej a z Seba nawinelismy wspolnie tyle kilometrow ze nikt na nikogo nie będzie się obrazal z tak blachego powodu - tak przynajmniej ja to sobie podswiadomie wytlumaczylem. Cieszylem się ze tak się to skonczylo .
W prawdzie stalo się jasne ze raczej już nigdy nie pojedziemy razem gdzies dalej bo po co prowokowac los ale fajnie ze nasze relacje wrocily do normalnosci.
Czas plynal a ja skupilem się bardziej na rodzinie a temat nastepnego wyjazdu poruszany był jedynie sporadycznie podczas wspolnych spotkan w naszym klubie motocyklowym zwanym nora dziupla lub rudera albo tez gdy udalo nam się chwile ponawijac przez internet. Wlasciwie to nie wiedzielismy czy wogole jakiś wyjazd dojdzie do skutku. Po pierwsze Dominik na wiosne mial zostac ojcem , po drugie po ostatnim wypadzie moja Pani na slowo wyprawa reagowala dość impulsywnie więc wolalem na ten czas nie poruszac tematu jakichkolwiek wycieczek. Zamiast tego skupilem się na zmianie motocykla . Nie to zeby fazerkowi czegoś brakowalo bo egzamin balkanski zdal na piatke ale chcialem motur turystyczny ktorym nie będę się bal wjechac na szuter czy tez w bloto . Tlumaczylem to sobie tez w ten sposob ze po dwoch ostatnich wyprawach moglem już o sobie mówić a wlasciwie to moglismy mówić ze jestesmy turystami więc motocykl turystyczny mial być i basta.
Wlasciwie kiedy się tak dluzej zastanowie to chyba jednak wole okreslenie podroznik niż turysta . Turysta kojarzy mi się z grubym jegomosciem w klapkach i hawajskiej koszuli wykupujacym wycieczke do egiptu w opcji all inclusive , a my chcielismy namiotow , podrozy , bolu w plecach po godzinach jazdy i wszystkiego tego czego nie oferuja zadne biura wycieczkowe.
Wracajac jednak do tematu mial być motur ktorym będę bez spietych posladow mogl wjechac na inna powierzchnie niż asfalt. Oczywiscie to nie znaczylo ze się chcialem przerzucic na off road bo dluzsza jazda po nieutwardzonym terenie raczej mnie nie podnieca i nie sadze abym kiedykolwiek poszedl w tym kierunku . Poprostu chcialem mieć takie turystyczne enduro które spelni moje oczekiwania i którego nie będę chcial zmieniac za rok czy dwa. Z przyczyn oczywistych ktm adventure i bmw gs nie wchodzily w rachube i pozostaly w sferze marzen - az tak zamozny nie jestem a w raty pakowac się nie mialem zamiaru.
Po kilku tygodniach znalazlem to czego szukalem: honda varadero . W prawdzie z ubieglego wieku bo rocznik 99 ale wyjechane miala zaledwie 6 tys mil no i motocykl był praktycznie kompletny czyli kufry były w zestawie co sprawialo ze jeśli gdzies bym się nim wybieral to nie musial bym inwestowac w sprzeta jak mialo to miejsce w przypadku fazera . Cena była również przyzwoita bo ok 2200, liczylem ze faziego puszcze za jakiś 1000 więc powinno być ok. Jedynym minusem była odleglosc. Motur znajdowal się w jakiejs zapyzialej wiosce pod leeds czyli dość daleko od Cardiff. Umowilem się z wlascicielem na następny dzien i pozostalo mi tylko znalezienie jakiegos rozsadnego polaczenia z ta metropolia , okazalo się ze jedyny autobus odjezdza o 5 rano, spakowalem w plecak skafander , kask i byłem gotowy do drogi . Nawet nie podejrzewalem ze dzien zakupu tego motocykla zapamietam naprawdę na dlugo.
By dotrzec do miejscowosci w której znadowal się motur musialem przesiadac się z autobusu na pociag po czym po wczesniejszym marszobiegu przez angielska wies czekalo mnie ok 15 mil w taksowce bo innych polaczen nie było. Wreszcie ok godz 17 czyli po 12 godzinach podrozy byłem na miejscu. Gosc przywital mnie serdecznie i udalismy się do garazu by obejrzec motocykl. Po probnej jezdzie i niezbyt udanych negocjacjach co do ceny zdecydowalem się na zakup.
Viadro pomimo swoich gabarytow prowadzilo się nadzwyczaj plynnie i miekko , wlasciwie motocykl wchodzac w zakrety sam się kladl co sprawialo ze można było czuc naprawdę przyjemnosc z przejazdzki tym sprzetem. Do tego moc tez dawalo się odczuc , był to mój pierwszy sprzet o pojemnosci 1000 i naprawdę szlo poczuc roznice. Kiedy zobaczylem zawartosc garazu wlasciciela zrozumialem dlaczego honda ma taki maly przebieg. Otoz staly tam jeszcze trzy inne motocykle : jeden chopper i dwa sporty, majac tyle kucykow w stajni raczej trudno znalezc czas na jezdzenie wszystkimi. Z dokumentacji varadero wynikalo ze motocykl był jezdzony tylko przez pierwsze trzy lata a pozniej stal ponoc w stodole i tylko sporadycznie był odpalany. Z jednej strony to dobrze a z drugiej zastale motocykle tez nie zawsze jezdza bez zarzutu. Z moturem jest jak z koniem musi się ruszac albo zachoruje. To mnie jednak nie zrazilo . Uregulowalem naleznosc ,wbilem się w stroj motocyklowy i ruszylem w droge powrotna.
Po przejechaniu kilku kilometrow mój kon zaczal delikatnie kaszlec na wolnych obrotach ale gdy tylko mocniej odkrecilem manetke wszystko pracowalo bez zarzutu. podejrzewalem ze może jakiś syf w paliwie powoduje to dziwne dlawienie więc podjechalem na najblizsza stacje i zatankowalem do pelna . Weszlo prawie 25 litrow czyli calkiem sporo jak na motocykl. Jedyne co mnie zaskoczylo to brak wskaznika poziomu paliwa a jedynym ulatwieniem była kontrolka rezerwy. Wyczytalem wczesniej ze po zapaleniu się lampki powinienem mieć jeszcze okolo pieciu litrow paliwa w baku więc nie powinienem się tym stresowac bo przy spokojnej jezdzie moge na tym przejechac dobre 90 kilometrow . Z usmiechem na ustach ruszylem w droge powrotna a do przejechania mialem jeszcze przed soba okolo 450 kilometrow . Szczerze moge wyznac ze tak wygodnie i komfortowo jeszcze mi się nie jechalo, siedzenie miekkie i szerokie niczym kanapa przed telewizorem, owiewki skutecznie chroniace przed wiatrem, do tego stopnia ze nawet przy predkosci ok 160 km/h huk wiatru nie zagluszal mi muzyki z ipoda. Jechalem i cieszylem się jak dziecko, wiedzialem ze dokonalem dobrego zakupu , czymze jednak bylaby jakakolwiek podroz bez przygod.
Jak już wspominlem wczesniej , po raz pierwszy jechalem czymś o pojemnosci 1000 i niesamowita frajde sprawialo mi odkrecanie manety i wyprzedzanie innych uczestnikow ruchu. Kilkanascie mil przed Bristolem zaswiecila mi się lampka rezerwy , troche się zdziwilem bo mialem za soba dopiero 240 km więc motocykl spalil calkiem sporo ale podswiadomie wytlumaczylem to sobie tym moim popierdalaniem . Postanowilem zwolnic nieco az do stacji i poruszalem się teraz na najwolniejszym pasie nie przekraczajac 100 km/h. Wreszcie minalem znak informujacy ze najblizsza stacja znajduje się za 16 km , teraz moglem już troche przyspieszyc. W pewnym momencie przemknal kolo mnie koles na v stromie i obudzila się we mnie pierdolona chec rywalizacji - Chce się scigac to ja mu pokaze moc varadero pomyslalem , odkrecilem na maxa i już po chwili koles mi znikal we wstecznym lusterku. Z poczuciem wyzszosci usmiechnalem się do siebie , co za lamus pomyslalem i dokladnie w tym momencie motocykl odmowil mi posluszenstwa . Probowalem go odpalac ale bez skutku , prawdopodobnie skonczylo się paliwo . Pomalutku skulalem się na pobocze a gosc na v stromie minal mnie ponownie , moglem się tylko domyslac co mowil o mnie pod nosem . Aby było zabawniej mój motocykl zatrzymal się tuz przed znakiem informujacym ze do stacji pozostalo poltorej mili czyli nieco ponad 2 km.
Wkurwienie to delikatne okreslenie stanu w ktorym się znajdowalem , nie mialem innego wyjscia musialem pchac ten ciezki sprzet i modlic się by jakas dobra dusza zatrzymala się i mi pomogla. Właśnie w tym momencie zadzwonil do mnie Fresz z zapytaniem jak tam wrazenia po zakupie , gdy już przyblizylem mu swoja obecna sytuacje hamujac smiech zdecydowal ze wsiada na moto i podjedzie z paliwem z Cardiff. Dla niewtajemniczonych był to dość spory dystans bo okolo 120 km ale dla niego nie było to problemem.
W takich momentach zdaje sobie sprawe ze moim glownym fartem w zyciu jest to ze otaczam się dobrymi ludzmi , wlasciwie mam to szczescie ze tylko takich spotykam . Bedac na wyspach od siedmiu lat nasluchalem się nie jeden raz jacy to Polacy są zli , jak oszukuja najblizszych patrza tylko na wlasne korzysci , nie maja zasad . Natomiast ja takich ludzi nie spotkalem a może tego typu gatunki mnie unikaja . Z cala odpowiedzialnoscia moge stwierdzic ze wszyscy których uwazam za więcej niż znajomych - nie chce tu uzywac okreslenia przyjaciel gdyż w mojej opini jest to tytul na który pracuje się latami , ale na pewno ci wszyscy to dla mnie dużo więcej niż koledzy , to ludzie na których zawsze moge liczyc i mam taka cicha nadzieje ze oni również beda mogli tak o mnie powiedziec.....
Wracajac jednak do tematu Freszu zdecydowal ze do mnie podjedzie a ja pchalem sobie pod gore mój nowy nabytek , co jakiś czas probowalem go odpalic jakbym ludzil się ze jakieś paliwo jeszcze gdzies w gaznikach się odnajdzie i będę mogl podjechac chociaz do tej stacjii. Efektem tych dzialan była totalnie rozladowana bateria - lepiej być nie moglo. Zgasilem sprzeta i w milczeniu kontynuowalem spacerek. Co chwile przejezdzali obok motocyklisci ale nikomu nie przyszlo do glowy by się zatrzymac i pomoc , jedyne na co było ich stac to pozdrawaiajace machniecie reka . Byłem zly rozczarowany i wkurwiony po prostu . Przypomnialem sobie Chorwacje gdzie nawet jak się zatrzymalismy by na chwile odpoczac zaraz pojawial się ktos miejscowy z zapytaniem w czym może pomoc , moja teoria ze im mniej masz tym więcej dajesz znowu znalazla potwierdzenie. Smutno kulalem się w strone stacjii az wreszcie po kilkudziesieciu minutach dotarlem do celu , byłem przepocony niczym knur .
Zatankowalem do pelna i sprobowalem odpalic ale moglem się tego spodziewac , nawet z pelnym bakiem nie wystartujesz jeśli bateria jest wydojona na maxa . Zepchnalem motocykl na pobliski parking i raz za razem probowalem odpalic na zapychm niestety bez skutku . Przyszlosc zaczela mi się rysowac niezbyt kolorowo. Dopiero pozniej się dowiedzialem ze tego typu silniki na pchniecie po prostu nie odpalaja , tymczasem 40 minut spelzlo na niczym,. Pozostalo tylko usiasc i czekac na Fresza wierzac ze on cos wymysli.
Fresz troche pobladzil ale w koncu dotarl. No i wymyslil prosta teorie : bez kabli ni chuja nie ruszymy. Trzeba było kupic przewody i poszukac jakiegos kierowcy który pozwoli nam skorzystac ze swojego akumulatora.
Kable dostalem na stacji a pomoc w odpaleniu zaoferowaly nam dwie bardzo mesko wygladajace lesbijki podrozujace duzym pickupem. Po kilku minutach prob motocykl wreszcie zagadal , podziekowalismy za pomoc i ruszylismy w strone Cardiff . Caly nastroj zwiazany z zakupem nowego sprzetu gdzies ulecial , poprostu chcialem być już w domu więc cisnelismy dość szybkim tempem i okolo polnocy dotarlismy na miejsce , Jeszcze raz podziekowalem Freszowi za pomoc i kazdy udal się w swoja strone.
Nazajutrz gdy pojechalem na mala przejazdzke po okolicy silnik znowu zaczal się dusic a z rury co jakiś czas wydobywaly się kleby czarnego dymu - to zle wrozylo. Natychmiast udalem się do znajomego mechanika i zostawilem motocykl na kilka dni aby sprawdzil co i jak. Okazalo się ze filter powietrza i gazniki były pelne mysich odchodow co skutkowalo takim a nie innym zachowaniem. Poprzedni wlasciciel wspominal mi ze motocykl stal latami w stodole ale nie podejrzewalem ze gryzonie zrobia sobie z niego publiczny szalet .Skonczylo się na wymianie filtrow i czyszczeniu oraz regulacji gaznikow a po tych zabiegach honda jezdzila bez zarzutu i palila również dużo mniej niż wczesniej.
Nastal najwyzszy czas by się pozbyc fazera . Na poczatek wrzucilem oferte na forum motocyklowe polish bikers ale Jednoczesnie dowiedzialem się ze mój dobry koles Michal zwany tez Wacha który będzie dość istotna postacia w tej powiesci szukal właśnie czegoś dobrego i taniego.
Wache zarazalem motocyklistyka już od jakiegos czasu i było widac ze podoba mu się ta zajawka. Dogadalismy się szybko co do ceny i fazik po kilku dniach zmienil wlasciciela . W prawdzie już podczas pierwszej jazdy Michal zaliczyl glebe i lekko potrzaskal owiewki ale z kazda jazda było coraz lepiej i wierzylem ze wkrotce Wacha zda na prawko i może nawet kiedys pojedzie gdzies z nami .
W międzyczasie z grupki znajomych przemienilismy się w klub motocyklowy o dumnej nazwie 303 przywolujacej slynny dywizjon bioracy udzial w bitwie o Anglie podczas drugiej wojny swiatowej . Wsumie wszyscy bez problemu wstapilismy w szeregi klubu jedynie Fresz się wylamal ale to mnie akurat nie zdziwilo . Ten chlopak zawsze szedl pod prad i jedynym sposobem by on dolaczyl do klubu byloby wystapienie z niego nas wszystkich.
Czas mijal a my wciąż nie wiedzielismy gdzie i czy wogole gdzies pojedziemy tego lata . Podczas ktorejs z większych libacji w dziupli padl pomysl wypadu na dwa tygodnie na ukraine, wstepny zarys trasy mial przebiegac przez rumunie i owiana slawa droge trasnogarska czy jakos tak. Zaczelo się planowanie . Według pierwszych szkicow dwa tygodnie powinny wystarczyc , glowne punkty zaznaczone po pijaku na mapie to Czernobyl Odessa Krym i obiekt zwany okiem Moskwy czyli satelity o powierzchni stadionu narodowego.
Znowu czulem ten dreszcz emocji który czuje za kazdym razem gdy jakiś projekt najpierw rodzi się w glowie a pozniej krok po kroku z mniejszymi lub większymi problemami zaczyna być realizowany . O dziwo gdy poinformowalem swoja pania ze we wrzesniu znikne na czternascie dni nie oponowala , moge nawet stwierdzic ze przyjela to na miekko . Czyzby pogodzila się z faktem ze jej niedoszly jeszcze maz ma nieco nasrane we lbie i potrzebuje takiego wypadu z banda podobnych mu trolli aby moc potem funkcjonowac normalnie? Calkiem mile zaskoczenie. Można się było skupic na wyjezdzie ,chociaz wlasciwie to nie musialem się skupiac na niczym bo trase mial wyznaczyc Fresz który na temat tych rejonow moglby nawijac godzinami i ogolnie znal się na rzeczy. Zatem trasa było ok , motur mialem tez ok pozostalo tylko czekac .
Sklad ekipy rysowal się taki sam jak podczas wypadu na balkany tyle ze bez Seby . Jak zwykle pojawilo się kilku chetnych którzy zarzekali się ze z nami jada ale nauczeni doswiadczeniem już po kilku minutach rozmowy potrafilismy rozpoznac kogoś kto po prostu gada a kiedy dojdzie co do czego to okaze się ze właśnie w czasie wyjazdu musi dogladac chorej mamy albo tez ratowac swiat i nie da rady pojechac.
Jak czas pokazal nie mylilismy się . Jedyna osoba odbiegajaca od tego wizerunku był wczesniej wspomniany Michal zwany Wacha . On był zupelnym przeciwienstwem tych typow nie gadal caly czas jak to będzie kiedy pojedziemy. Poprostu powiedzial ze fajnie by było z nami jechac. Nie mial prawka , wywracal się non stop więc o wyjezdzie z nami raczej nie było mowy . Wlasciwie to byłem niemal przekonany ze zanim dojdzie do wyjazdu to biedny fazer który tak pieknie sprawowal się na balkanach bedzie tak rozbity ze wyjazd nim gdziekolwiek będzie ocieral się o fantastyke . Pomylilem się i to było zajebiste , to był kolejny dowod na to ze jeśli się czegoś chce to nawet jeśli na początku jest się - sorry Michal – totalna pizda , to dzieki samozaparciu i wierze czy tez wiarze we wlasne marzenia można osiagnac wszystko. Wacha pomimo upadkow się nie zrazal , do tego wszyscy motocyklisci szybko go zaakceptowali i traktowali jak swojego a wlasciwie po kilku tygodniach chlopak był jednym z nas i to było budujace .
Zostalo jeszcze sporo czasu do wyjazdu więc ustalilismy ze musi jedynie zrobic prawko i wówczas smiga z nami. W wolne dni chlopaki zabieraly go ze soba na przejazdzki nawet ja sam zaliczylem z nim droge do Swindon i z powrotem czyli pareset kilometrow i widzialem progres , chlopak jezdzil dużo lepiej niż na poczatku ale oczywiscie na parkingu się wypierdolil i trzeba było go podnosic. Poza tym było git.
Fresz już rozrysowal dokladnie plan dzialania , minela wiosna przyszlo lato i wlasciwie tylko tygodnie pozostaly do rozpoczecia wyprawy kiedy wybuchla wojna . Tak wojna na lini Farida – Maras. Otoz okazalo się ze moja pani wcale nie jest taka chetna do zostania po raz kolejny samemu z dzieckiem na dwa tygodnie podczas gdy jej niedoszly maz będzie się swietnie bawil podrozujac po Europie.
Nawet jeśli zabrzmi to jak spowiedz pantofla to rozumiem to. Od trzech lat praktycznie nie zabralem rodziny na wakacje a sam co roku objezdzalem europe motocyklem, jak nie sycylia to balkany jak nie balkany to teraz ukraina to było naprawdę nie fair .
W sumie byłem gotowy zrezygnowac z wyjazdu , uwielbiam podrozowac ale jeśli ma się to odbywac kosztem rodziny to ja w to nie wchodze..
Po kilku milczacych dniach i nocach przespanych na kanapie doszlismy do porozumienia. By wilk był syty i owca cala jade ale w gre wchodzil tylko tydzien . Na ukraine jechac na siedem dni raczej się nie oplacalo więc zaproponowalem chlopakom ze dojade z nimi do rumuni , zrobie ta trasnogarska i będę się zawijal z powrotem. Ku mojemu zdziwieniu choc wlasciwie nie powinienem być zaskoczony , ziomki stwierdzily ze albo jedziemy razem albo nie jedziemy wogole więc postanowili ze dostosuja się po raz kolejny do mnie i trzeba będzie obmyslic nowa trase. Moge smialo stwierdzic ze projekt Ukraina padl z mojej winy ale nic zrobic nie moglem , takie życie ojca a itak byłem szczesliwy ze chociaz na kilka dni pojade.
Znowu zasiedlismy do map i ustalilismy ze tydzien to w sam raz by uderzyc przez francje do hiszpani . Miejscem docelowym miala być Barcelona . Pozostalo nam jeszcze okolo dwoch miesiecy by dograc szczegoly. Korzystajac z netu znalazlem wszystkie miejsca które warto byloby zobaczyc i naprawdę się zdziwilem. Po zglebieniu lektury kraj który dotychczas uwazalem za cholernie nudny w kategorii turystyki motocyklowej zaczal mi się jawic jako kraina z wieloma ciekawymi zakatkami : alpy , paryz ,mount blanc , pireneje, marsylia , cannes , lazurowe wybrzeze saint tropez … moglbym tak wymieniac. Raczej na brak wrazen nie powinnismy narzekac . Sklad ekipy już tez był dopiety - jechalismy we czworke czyli dominik fresz wacha no i ja , jedyne co jeszcze było niedograne to nieszczesne prawo jazdy Wachy . Wprawdzie zdazyl już wyjezdzic parę tys kilometrow i jezdzil dużo lepiej niż to mialo miejsce na początku jego przygody z motorami ale prawka wciąż nie mial . Teorie zdal od razu ale nadszedl czas na egzamin praktyczny. Ktoregos dnia rano pojechalismy razem do newport gdzie miescil się osrodek egzaminacyjny. Niewiele osob zdaje za pierwszym razem ale wierzylem ze Michalowi się uda ,wszystkie manewry wykonal spiewajaco ale podczas slalomu delikatnie podparl się noga i to wystarczylo by go oblac. Po prostu pech . Jak dla mnie to było male piwo bo sam pomimo wyjezdzonych wczesniej tysiecy kilometrow az szesc albo i siedem razy podchodzilem do prawka zatem pierwsza porazka Wachy nie zrobila na mnie zadnego wrazenia Michal natomiast był naprawdę wkurwiony tym faktem. Nie było co się nakrecac trzeba było wrocic do domu i zabukowac następny termin bo czasu do wyjazdu pozostalo niewiele.
Kolejna proba odbyla się okolo dwoch tygodni pozniej i niestety również zakonczyla się porazka i to z tego samego powodu . Wacha był w ciemnej dupie bo Następny termin przypadal na dzien w ktorym powinnismy już być w polowie naszej wycieczki. Michal był znowu zly wkurwiony i ogolnie targaly nim negatywne emocje . Zebralismy się wszyscy by ustalic co dalej i po krotkiej debacie poradzilismy Michalowi by jechal z nami bez prawka . Wiem ze to nieodpowiedzialne i glupie ale kazdy z nas kiedys w ten sposob jezdzil , no może nie az tak daleko ale jednak jezdzil a poruszajac się w grupie postanowilismy ze wrzucimy Wache do srodka przez co w razie jakiejkolwiek kontroli zatrzyma się ten jadacy na czele albo ten ostatni zatem Michal powinien być w miare bezpieczny.
Uchwalone zostalo - jedziemy razem : jeden nie ma prawka , zamiast ukrainy jest barcelona , zadnych hoteli i zremy co upolujemy. Jeszcze nie wyjechalismy a już było wszystko inaczej niż być powinno czyli wlasciwie tak jak zawsze , to musial być dobry omen .
Pozostalo kilka dni do wyjazdu a ja wlasciwie byłem już spakowany i gotowy . Wspolnie ustalilismy ze podczas tego wyjazdu mamy zakaz zblizania się do hoteli , ma być dziko i tanio. Wczesniej zaraz po powrocie z balkanow podsumowujac wydatki wyszlo mi ze okolo 60 procent z budzetu poszlo na hotele i jedzenie w knajpach tym razem wszyscy chcielismy by było inaczej . Namiot i spiwor był wyposazeniem obowiazkowym. Do tego kuchenki turystyczne , cieple gacie i puszki z zarciem ktorych było tyle ze caly jeden kufer mialem wypelniony tylko jedzeniem . Moglem powiedziec ze jestem gotowy .
Było znowu inaczej niż podczas poprzednich wyjazdow , zamiast się cieszyc zblizajaca wyprawa ja w podswiadomosci czulem ze tym razem będzie mi ciezko zostawic rodzine, poprzednim razem Stas był tak malutki ze nie mialem z nim zadnego kontaktu i wlasciwie cieszylem się ze troche odpoczne od niego , teraz wiedzialem ze pomimo tego ze jade tylko na tydzien będę cholernie tesknil , zarowno za nim jak i za moja Pania. Probowalem o tym nie myslec i skupic się na zblizajacej się przygodzie jednak co jakiś czas te mysli powracaly. Nie ma się co roztkliwiac to tylko tydzien, siedem dni ...nawet się nie obejrze jak wroce ale ogolnie mialem jakieś dziwne obawy przed tym wyjazdem .Przypominal mi się s.p Pysio i myslalem by tylko jechac tak ostroznie by widziec w przyszlosci jak mój dzieciak dorasta. W sumie podczas kazdej z poprzednich wypraw mialem takie momenty na drodze ze jaja się kurczyly a serce bilo dużo szybciej i mialem nadzieje ze tym razem wyeliminuje na dobre to uczucie.
Okolo godziny 18 zadzwonil do mnie Dominik z informacja ze jego koledzy beda akurat jutro w Paryzu i ze mamy się z nimi spotkac , oraz ze trzeba zaklepac sobie hotel bo jutro mogą być z tym problemy. Znokautowal mnie chlopak , od dwoch miesiecy nawijamy ze nie ma być zadnych noclegow w hotelach a ten chce już na pierwsza noc wynajmowac pokoje? Oponowalem ale ponoc innej mozliwosci na nocleg w Paryzu nie ma więc trzeba dzialac. Obdzwonilem chlopakow i wszyscy byli raczej na nie zatem ustalilismy ze dopiero jak będziemy na miejscu pomyslimy co z tym fantem zrobic i jeśli nie będzie już zupelnie wyjscia to skorzystamy z hotelu . Jak zwykle wygladalo na to ze plany planami a życie narysuje sobie wszystko po swojemu.
Motocykl czekal już spakowany w garazu i moglem się klasc spac bo nazajutrz okolo siodmej rano powinni tu dotrzec Fresz z Wacha .Z Dominikiem mielismy się spotkac po drodze do Dover w posiadlosci szanownego Kruka który organizowal dzien wczesniej jakas popijawe i zaproponowal ze razem z Czukiem troche nas odprowadza . Cieszylem się na to spotkanie , Kruka widzialem ostatni raz gdy smigalismy na Balkany a Czuko ponad dwa lata temu podczas trasy na Sycylie. Chlopaki ogolnie zakumplowali się i kilka tygodni temu wrocili z miesiecznej wyprawy do Gruzji . Moglem im tylko zazdroscic ale byłem przekonany ze po Francji Andorze i Hiszpanii my tez na pewno będziemy mieli o czym opowiadac.
Lezac w lozku spogladalem na moja rodzine i odczuwalem delikatne wyrzuty sumienia ze już jutro znowu wyjezdzam. W duchu przyzeklem sobie ze kiedys wynagrodze im te wszystkie moje wyprawy i wiem ze slowa dotrzymam


08. 09.2012
Obudzilem się wczesniej niż zwykle i staralem się nie budzic nikogo. Po cichu zszedlem na dol i zaparzylem sobie kawe , dopiero po kilkunastu minutach zeszla na dol Fa ze Stasiem , zjedlismy szybkie sniadanie i czekalismy na reszte ekipy.
Wreszcie okolo siodmej dojechali . Ponoc Fresz wstal już o piatej by się przygotowac bo o szostej mial być u Wachy , musieli jeszcze podjechac dopompowac opony i zrobic te wszystkie rzeczy które ja już dawno zrobilem czyli dotankowanie motocykli itp. Poczestowalem ich jeszcze kawa i zaczelismy się pomalu zbierac. Strzelilismy kilka pamiatkowych fotek , wysciskalem się z familia i ruszylismy przed siebie.
Było kolo 7.30, oczywiscie Wacha jechal w srodeczku ja na czele a Freszu zamykal peleton. Kierowalismy się na Dover ale po drodze mielismy jeszcze zjechac na Guilford gdzie mieli czekac na nas z poczestunkiem Kruk Czuko i Dominik. Czasu mielismy dość zatem nie było pospiechu , wbilismy się na autostrade i w tempie okolo 120 km /h jechalismy przed siebie. Pogoda była w sam raz ani za goraco ani za zimno , zadnych opadow , poprostu moglismy rozkoszowac się jazda. Minelismy Bristol i po kilkudziesieciu kilometrach skrecilismy na zjazd prowadzacy do Guilford . Drozki zrobily się waskie , krete i przez dobra godzine musielismy w wolnym tempie przejezdac przez roznego rodzaju male miejscowosci oraz najzwyklejsze wsie. Nie przypuszczalem ze az tyle czasu nam przez to ucieknie. Wreszcie po ktoryms zakrecie z kolejii dojrzalem trzy motocykle stojace na poboczu. Od razu poznalem wysluzona cebre dominika a dwie beemki stojace obok nie pozostawialy zludzen ze dotarlismy we wlasciwe miejsce. Serdecznie przywitalismy się z chlopakami ale ponieważ było już pozno nie było nawet czasu na poczestunek choc kiedy tak siegam pamiecia wstecz to Kruk chyba nawet niczego nie zaproponowal . Powinien się wstydzic . Zdecydowali ze odwioza nas az pod sam eurotunel i to było mile z ich strony.


Obrazek


Zapowiedzielismy tylko ze na najblizszej stacji trzeba się zatrzymac bo sv fresza już się prosila o paliwo a i reszta sprzetow miala mniej niż polowe baku. Z pustymi zoladkami ruszylismy z powrotem przez wiejskie drozki. Zastanawialem się czy nie lepiej byloby spotkac się gdzies przy zjezdzie na autostradzie , zaoszczedzilibysmy okolo dwoch godzin ale było jak było - przebijalismy przez wioski i wsie w strone szybkiej trasy . Przeprawe mielismy zaklepana na 12.30 więc powinnismy byli nieco przyspieszyc . Dominik ruszyl jako pierwszy za nim ja potem chlopaki na beemkach , Wacha i na koncu Freszu.
Jadac za Krukiem i za Czuko można było zauwazyc ze chlopaki podczas ostatniej wyprawy doskonale się zgrali jeśli chodzilo o jazde we dwojke , już na pierwszy rzut oka szlo rozpoznac ze nie jezdza ze soba od wczoraj . Pomyslalem ze o ktoryms z naszej ekipy nawet jeśli objedziemy caly swiat kilka razy dookola to nigdy nie będzie można powiedziec czegoś takiego. Tu kazdy był inny , jeden się gubil na prostej drugi wywracal na kazdym postoju a jeszcze inny wiedzial wszystko najlepiej i w najmniej odpowiednich momentach sluzyl rada z kolei ja sam chyba laczylem ze soba te wszystkie cechy no i wciąż nieraz popelnialem szkolne bledy które już dawno powinienem wyeliminowac. Ogolnie kazdy z nas jezdzi zupelnie inaczej więc takie dopasowanie jak u Kruka i Czuka raczej w naszym przypadku nie mialoby racji bytu .
Jechalismy wolnym tempem az wreszcie po prawej stronie pojawila się stacja benzynowa , oczywiscie jadacy przedemna Dominik przemknal obok nie ogladajac się za siebie .Nie byłem zly na niego mial prawo zapomniec ze się umawialismy na postoj - w koncu gadalismy o tym dobre dziesiec minut temu. Cala reszta zjechala na bok i jeden po drugim dotankowywalismy motocykle. Przy okazji jakiś sfrustrowany kierowca puszki cos tam burczal ze mu blokujemy cala stacje i nie może przejechac swoim katamaranem. Moja diagnoza w takich sytuacjach jest prosta - pewnie mu jakiś motocyklista wychedozyl zone i gosc ma teraz uraz do jednosladow bo przeciez gdyby normalnie zagadal to bez problemu bysmy go przepuscili . Z usmiechem na ustach ustapilismy z drogi lamusowi .
Wszystko wskazywalo na to ze to ostatnie nasze tankowanie za funty a następne powinno być już po drugiej stronie kanalu. Przy okazji fresz zauwazyl ze gdzies po drodze zgubil oslone lancucha . Raczej cofanie się by znalezc zgube patrzac na zegarek nie mialo racji bytu , musielismy się naprawdę spinac by zdazyc na nasz pociag zatem Mlody musial pogodzic się ze strata.
Wreszcie dotarl zakrecony Dominik. Oczywiscie był zdziwiony dlaczego się zatrzymalismy , jego cebra miala jeszcze sporo benzyny więc natychmiast ruszylismy dalej . Po kilkunastu minutach dojechalismy do autostrady i od tego momentu lykalismy kilometr za kilometrem . Droga była dość nudna więc nie ma co się rozwodzic nad mijanymi krajobrazami .
W pewnym momencie jadacy na czele Dominik zjechal na pobocze autostrady i zatrzymal motocykl. W wielkiej brytanii za bezpodstawny postoj na autostradzie można obejrzec dość wysoki mandat jak się jednak okazalo problem nie był blachy . Dominik musial zrobic siusiu i dlatego szesc motocykli musialo zatrzymac się na poboczu , przy okazji tez się odlalismy i już można było startowac . Domino ruszyl pierwszy ja jechalem za nim , spojrzalem w lusterko i widzialem ze lewy pas mam wolny jedynie w oddali rzucily mi się w oczy swiatla jakiegos auta , odkrecilem manetke i wydarlem do przodu . Bedac już na pasie spojrzalem znow w lusterko i zobaczylem ze auto które przed sekunda było tak daleko odemnie teraz siedzi mi na ogonie i daje znaki dlugimi a kierowca zywo gestykuluje . Byłem zly na siebie - popelnilem blad który mogl spowodowac ze ta wyprawa skonczyla by się dla mnie już teraz. Powinienem najpierw nabrac predkosci a dopiero pozniej wlanczac się do ruchu a tak gosc mogl mnie stracic okazalo się ze Wacha zrobil to samo co ja zreszta Dominik tez to jednak nie poprawialo mi samopoczucia.. Caly fantastyczny nastroj ulecial ze mnie w mgnieniu oka. Mialem jezdzic z glowa i nie popelniac glupich bledow które mogly mnie kosztowac życie. Plulem sobie w brode przyzekajac ze to już ostatni raz taka glupota.
Pomalu zaczely pojawiac się znaki kierujace nas na eurotunnel az wreszcie dotarlismy do celu . Zatrzymalismy się na poboczu aby się pozegnac z krukiem i z czuko. Nie obylo się oczywiscie bez uszczypliwych uwag na temat naszej jazdy kruk nam zyczyl jednego - wroccie w calosci chlopaki a to już będzie sporym sukcesem , natomiast czuko dobil mnie tekstem ze zmienilem motor ale styl jazdy pozostal ten sam. Mieli racje więc nie bronilem się . Gdy probowalismy jeszcze raz przyblizyc sobie cala ta niebezpieczna sytuacje Dominik rzekl rozbrajajaco ze on zadnego auta nie widzial ja mowilem ze myslalem ze się zmieszcze a Wacha oswiadczyl ze on jest tu nowy i po prostu jechal za grupa . Wybuchnelismy smiechem i rozladowalo to troche atmosfere choc mysle ze kazdy podswiadomie wiedzial ze dal dupy po calosci i ze trzeba się będzie bardziej pilnowac.
Pogadalismy jeszcze chwile kiedy nagle pojawil się obok radiowoz i pan policjant poinformowal nas ze stoimy w niewlasciwym miejscu i mamy stad natychmiast odjechac. Podejrzewam ze zwazywszy na to ze Wacha poruszal się bez prawka na widok strozow prawa jego jaja nieco się skurczyly choc zachowal twarz pokerzysty. Wysciskalismy z chlopakami na beemkach i ruszylismy w strone przeprawy i po kilkunastu minutach znajdowalismy się już w pociagu który mial nas przerzucic na druga strone kanalu la manche.
Jak zwykle zabezpieczylismy motory i wzielismy się za spozywanie kanapek przyrzadzonych przez nasze niewiasty. Oprócz nas była jeszcze spora grupa innych motocyklistow jadacych do Francji , jedyne co odroznialo nas od nich był stan naszych maszyn oraz ubran . Wszystkie inne maszyny wygladaly jakby dopiero zjechaly z tasmy produkcyjnej , blyszczace i wyglaskane natomiast nasze raczej wygladaly jakbysmy już wracali z jakiejs wyprawy a nie dopiero się na nia udawali . Podobnie było w kwestii ubran nasze jakieś brudne oblocone a tam po prostu ladne zadbane , moglismy się poczuc niczym ubodzy krewni z prowincji ale mielismy to gleboko w dupie. Na pytanie kiedy ostatnio ktorys z nas umyl swoj motor zapadla krepujaca cisza , nikt tego nie pamietal , poprostu nie było czasu. Siedzielismy rozmawialismy i co chwile wybuchalismy smiechem gdy ktos opowiadal jakas zabawna historie z przeszlosci . Już teraz czulem ta atmosfera od której się uzaleznilem parę lat temu i byłem przekonany ze będzie to udana wyprawa. Wreszcie z glosnikow padl komunikat ze za chwile dotrzemy do celu i w tym momencie wszyscy znajdujacy się w pociagu motocyklisci zaczeli zakladac na siebie odblaskowe kamizelki , my również się nie wylamalismy. W UK było dość glosno na temat prawa obowiazujacego we Francji które dość restrykcyjnie przestrzega tego by prowadzacy jednoslad mial na sobie takie blyszczace badziewie. Ponoc za niedostosowanie się do tego można zaliczyc mandat na niemala kwote więc wolelismy nie ryzykowac i po chwili wszyscy wygladalismy jak stado gotowych do drogi zoltych teletubisiow. Wreszcie drzwi pociagu się otwarly i raz za razem moglismy wyjezdzac na ziemie francuska zatem znowu przestawienie się na ruch prawostronny .
O oplatach za francuskie autostrady krazyly legendy więc już wczesniej ustalilismy ze wlanczamy tryb ekonomiczny i poruszamy się tylko i wylacznie drogami bezplatnymi . Dominik oznajmil ze ma dość dobre rozeznanie w terenie gdyż był tu już kilka lat temu zatem plan był prosty : dominik jako przewodnik ja za nim za mna wacha i na koncu fresz. Już po kilkunastu minutach zjechalismy z dwupasmowki i wbilismy się na jakas boczna droge. Na początku wszystko bylo ok ladne krete sciezki , pogoda również sprzyjajaca i ogolnie milo się jechalo az do czasu kiedy dotarlem do rozstaju drog a po prowadzacym Dominiku nie było ani sladu. Wkorwilo mnie to troche , nie powiem. Od kilku lat a wlasciwie od momentu gdy zaczelismy razem jezdzic ustalalismy ze jadacy na czolowce zawsze czeka na reszte przy jakochkolwiek zjazdach , rozstajach itp. a Dominik po prostu wycial w lewo albo w prawo . Moja nawigacja była wylaczona więc moglem jedynie zdac się na przeczucie i tak tez zrobilem skrecajac w lewo a reszta konduktu pojechala za mna. Przejechalismy dwa ronda i przy okazji minelismy się z patrolem policyjnym na motocyklach który na szczescie nie zwrocil na nas uwagi az w koncu zatrzymalismy się na poboczu i zaczelismy wydzwaniac naszego przewodnika bo było już jasne ze pojechalismy w przeciwne strony i jeśli tak dalej pojdzie to do Paryza który mial być naszym miejscem docelowym dzisiaj nie dotrzemy.
Za ktoryms razem Dominik wreszcie odebral i ustalilismy gdzie mamy się spotkac po czym ruszylismy naprzod . Po kilkunastu minutach zobaczylem Dominika czekajacego na poboczu. Oczywiscie doszlo do krotkiej wymiany zdan i ustalilismy ze od teraz to ja wchodze na czolo naszej defilady zatem wbijam w nawigacje cel naszej podrozy i jedziemy tak jak nas tomtom poprowadzi. Przy okazji podjelismy decyzje ze pozbywamy się naszych blyszczacych kamizelek . Jak dotad minelismy kilkudziesieciu motocyklistow i wlasciwie tylko policjanci byli ubrani w odblaski co oznaczalo ze jednak to prawo nie jest az tak surowo egzekwowane a wyroznianie się z tlumu było ostatnia rzecza która chcielibysmy osiagnac.
Wystartowalem a reszta pojechala za mna , od tego momentu wlasciwie byłem pewien ze już nigdzie nie pobladzimy ale niestety momentami potrafie zaskoczyc samego siebie - po pol godzinie jazdy moim oczom ukazaly się bramki prowadzace na autostrade.
Wyprawa jeszcze się nie zaczela a my już raz się pogubilismy a teraz znowu pomylilismy drogi . Okazalo się ze moja nawigacja była niewlasciwie ustawiona i dlatego prowadzila mnie na trasy platne , chlopaki chwile przy niej pogrzebaly i już można było jechac dalej jedynym problemem pozostalo to ze stalismy na jednokierunkowej drodze prowadzacej do autostrady - zapadla szybka decyzja ,nie mielismy wyboru - szybko nawrocilismy i po przejechaniu kilkuset metrow pod prad znalezlismy się wreszcie na wlasciwej drodze prowadzacej do paryza. .
W tej chwili chyba moglem już z czystym sumieniem stwierdzic ze właśnie zaczela się nasza wyprawa .
Jazde przez francuskie wsie wspominam bardzo dobrze , maly ruch , dobra jakosc drog i bez przerwy zmieniajace się krajobrazy sprawialy ze czlowiek nawet nie myslal o tym by się zatrzymac na postoj. Co jakiś czas zerkalem w lusterko by tylko sprawdzic jak radzi sobie Wacha i smialo moglem stwierdzic ze chlopak nie odstawal od reszty. Po jakims czasie zrobilismy jednak mala przerwe by rozprostowac nogi i przy okazji się wysikac. Przy okazji dominik zadzwonil do swoich ziomkow którzy już byli w paryzu i ustalil z nimi gdzie i kiedy się spotkamy. Nam wciąż po glowie chodzilo gdzie będziemy dzisiaj spali ale domino nas uspokajal ze beda pokoje w tym samym hotelu w ktorym spia jego znajomi. Odpoczelismy troche i można było ruszac dalej . Pomalu robilo się już ciemno a my zblizalismy się do stolicy francji . Peryferie Paryza zrobily na nas niezbyt pozytywne wrazenie , przede wszystkim spogladajac na ulice dalo się zauwazyc ze im dalej znajdowalismy się od centrum tym bardziej rzucal się w oczy balagan panujacy na ulicach i najzwylkejsza bieda... no może bieda to za mocne slowo ale dzielnice które mijalismy raczej nalezaly do ubogiej ludnosci. Ogolnie trudno było znalezc bialych mieszkancow , wokol przewijali się jedynie hindusi , pakistanczycy oraz czarnoskorzy . Dopiero gdy zblizalismy się do centrum szlo zauwazyc coraz więcej ludzi o jasniejszym kolorze skory .Dziwne to było dla mnie , mieszkam w Cardiff , bywalem w Londynie i nigdy nie zauwazylem az takich roznic rasowych biorac pod uwage czesci miasta ,a tu z kazdym kilometrem znikali ciemnoskorzy mieszkancy a pojawiali się biali.
Znajdowalismy się już praktycznie kilka kilometrow od centrum i była najwyzsza pora by znalezc ten nieszczesny hotel . Już jakiś czas temu zapadl zmrok i w oddali dalo się zauwazyc spory neon hotelu f1 oraz znajdujacy się naprzeciw hotel Etap. Jechalismy w tym kierunku ale drogi były troche poplatane i zanim dotarlismy do celu przez przypadek wbilismy się na dziwny plac. Tak go sobie nazwalem i mysle ze to okreslenie pasowalo do niego jak ulal . Prawdopodobnie w ciagu dnia był tu jakiś targ albo mala gielda bo teraz po zmroku pozostaly jakieś resztki odziezy czy tez innych produktow a ubodzy czarnoskurzy mieszkancy przechadzali się pomiedzy tymi resztkami i grzebiac w tych stertach kijami szukali czegoś dla siebie. Jak narazie Paryz rozczarowywal mnie . Przecietny janek kowalski jakim jestem , myslac paryz wyobraza sobie stolice mody , oplywajace w luksusy butiki no i ogolnie dobrobyt a jak na razie wszystko wskazywalo na to ze prawdopodobnie kilka glownych ulic w stolicy Francji tak właśnie wyglada a cala reszta o której się nie mowi najzwyczajniej musi walczyc o lepszy byt .
Po raz kolejny przeszlo mi przez glowe ze to właśnie są te chwile które można uchwycic podrozujac motocyklem , te podroze są prawdziwsze . Wyobrazmy sobie ze zamiast wyjezdzajac z zaloga na jednosladach wykupujemy sobie wycieczke z orbisu do Paryza. Oczywiscie autobus wiezie nas w te piekne zakatki typu luwr , notrre damme moulin rogue i inne tego typu miejsca z których tak znane jest to miasto. zwiedzam wówczas tylko te urocze miejscowki i wyjezdzajac stad mam w glowie falszywy obraz rzeczywistosci , jadac motocyklem widze wszystko jak na dloni , widzimy ze po przejechaniu kilkuset metrow ze slamsow mozemy wbic się na ulice po której przechadzaja się gwiazdy filmowe. Nie lubie takich kontrastow.
Hotel do którego mielismy się wbic znajdowal się w jakiejs ubogiej dzielnicy , na ulicach było glosno, była sobota wieczor więc tak jak w większości zakatkow swiata o tej porze grupki mlodziezy udawaly się prawdopodobnie w kierunku jakichs klubow nocnych z glosna muzyka . Zatrzymalismy się na parkingu pod hotelem F1 . Wlasciwie to żaden z nas nie był zadowolony z tego ze dzisiejsza noc spedzimy pod dachem bo umawialismy się zupelnie inaczej ale skoro nie było innej opcji to zarzekalismy się ze to pierwszy i ostatni raz bo tak trzezwo oceniajac sytuacje to co innego moglismy zrobic . Znajdowalismy się w jednej z wazniejszych stolic europy i rozbicie namiotu w centrum raczej nie wchodzilow rachube.
Ponieważ okolica nie wygladala na zbyt przyjazna postanowilismy ze wacha i fresz zostana przy motocyklach a ja z dominikiem udamy się do f1 by dowiedziec się co do ceny pokoji. Po chwili oczekiwania ciemnoskora dość ladna recepcjonistka odprawila nas z kwitkiem mowiac ze jeśli nie zarezerwowalismy pokoju wczesniej przez internet bądź tez telefonicznie to nie mamy na co liczyc. Nie powiem zeby mnie to zmartwilo postanowilismy isc do hotelu bo drugiej stronie ulicy i tam zasiegnac języka . Tu sytuacja była nieco inna ,owszem pokoje były ale liczac na glowe wychodzilo okolo 60 euro a to było dla nas nieco za dużo ,wrocilismy na parking by ustalic z reszta co dalej. Ogolnie sytuacja nie wygladala zbyt optymistycznie było dość pozno i zmrok już zapadl jakiś czas temu a jeśli hotel etap był dla nas za drogi to raczej przybytki blizej centrum tansze nie beda . Wspolnie uzgodnilismy ze ma to być spontaniczny wyjazd więc teraz jedziemy po prostu w strone slynnego placu piggalle gdzie czekali na nas znajomi Dominika a dopiero pozniej będziemy się martwili o to gdzie ulozymy się spac. Wieczor był dość cieply więc w najgorszym wypadku mozemywbic się przeciez w spiwor i kimnac na lawce w parku.
Dominik ruszyl jako pierwszy a my poslusznie podazylismy za nim . Wlasciwie ledwie wyruszylismy zaraz wbilismy się w spory korek i od tego momentu poruszalismy się w tak wolnym tempie ze moglismy ze spokojem podziwiac paryz noca. jak dotad miasto nie robilo na mnie wrazenia az wreszcie wjechalismy w waska tetniaca zyciem uliczke. Coraz więcej nocnych klubow i pubow dawalo jasno do zrozumienia ze zblizamy się do dzisiejszego celu podrozy , nie mylilem się wlasnie wjechalismy na slynny plac piggalle . przez chwile po prawej stronie mignal mi swiecacy neon moulin rogue a zatem bylismy na miejscu.
W sumie znalem to miejsce jedynie z serialu o kapitanie klossie no i z ogolnych informacji ze to raczej najlepsze panie lekkich obyczajow a nie kasztany znajduja się właśnie tutaj. Rozgladalem się wokół i ani hansa klossa ani pan lekkich obyczajow nie było no a drzewom nie poswiecalem zbyt wiele uwagi więc do teraz nie wiem jak to jest z tymi kasztanami. Po przejechaniu kilkudziesieciu metrow Dominik zatrzymal motocykl na poboczu a my szybko poszukalismy jakiegos miejsca dla naszych sprzetow. wbrew pozorom nie było to latwe zadanie , wokół było mnostwo zaparkowanych motocykli i samochodow wiec troche musielismy się naszukac zanim znalezlismy jakias miejscowke . Ja się wbilem na mala przestrzen kolo parkowej lawki jednak podjazd pod kraweznik był na tyle trudny do pokonania ze moje tylne kolo krecilo się w miejscu az poczulem swad palonej gumy. Zawolalem jednego z chlopakow i gdy już mnie popchnal bez problemu moglem zaparkowac sprzeta . Reszta zalogi również odstawila motocykle i moglismy podejsc do pubu w ktorym znajdowali się znajomi Dominika.
Chlopaki siedzielli na zewnatrz przy stoliku. Podeszlismy się przywitac i wlasciwie już po chwili gadalismy jakbysmy się znali wczesniej . Okazalo się ze przyjechali tu tylko na weekend w celach czysto rozrywkowych i ze nie był to ich pierwszy raz w paryzu więc znali dość dobrze to miejsce. zamowilismy po piwku a koledzy dali nam cynka co warto tu zobaczyc. Atmosfera zrobila się naprawdę fajna ale my w przeciwienstwie do Znajomych dominika którzy przezornie zostawili swoje motocykle na hotelowym parkingu byliśmy zmotoryzowani więc o drugim piwie nie było mowy. Dogadalismy się z nimi ze rzuca okiem na nasze maszyny a my przejdziemy się po calym placu piggalle i porobimy sobie kilka pamiatkowych fotek.
Gdy tylko przeszlismy się kawalek zrozumialem dlaczego nie zauwazylem zadnej prostytuty na samym placu , otoz oprócz nocnych klubow plac oferowal również mnostwo salonow masazu erotycznego ,peep showow czyli najzwyklejszych burdeli ukrytych pod powyzszymi nazwami . Minelismy muzeum erotyczne przy ktorym strzelilem sobie romantyczna fotke z figurka buddy az wreszcie dotarlismy do moulin rogue gdzie również zrobilismy sobie kilka zdjec i powoli wrocilismy do knajpy w której czekali na nas znajomi dominika. Chlopaki powiedzieli nam ze niedaleko jest super punkt widokowy z którego jak na dloni widac cala panorame Paryza a takiej okazji nie moglismy przegapic ustalilismy ze podjedziemy motongami a znajomi dominika wezma taxowke. Udalem się do mojego motocykla odpalilem i po przejechaniu okolo stu metrow zatrzymalem się na poboczu w oczekiwaniu na reszte . Minelo piec minut a żaden z nich nie pojawil się na horyzoncie , czekalem dalej az uslyszalem dźwięk Sv Fresza i nareszcie moim oczom ukazala się reszta naszej grupy , zastanawialo mnie co ich tak przetrzymalo , byłem pewien ze cos musialo się wydarzyc i jak czas pokazal nie mylilem sie. Puscilem wszystkich przodem i pokulalem się za nimi. Wjechalismy w kreta wiodaca w gore asfaltowa droge i po pokonaniu kilku zakretow dotarlismy do szczytu wzgorza z którego rozciagal się widok na caly paryz . Pomimo poznej pory ludzi było mnostwo , u szczytu znajdowal się sporych rozmiarow kosciol a nieco nizej duzy taras widokowy . zaparkowalismy motocykle na poboczu i udalismy się by podziwiac panorame Paryza. Kiedy tylko zdjelismy kaski zauwazylem ze chlopaki z jakiegos powodu z calych sil staraja się zachowac powage ale nie bardzo im to wychodzi. Jedynie Wacha był jakos odosobniony od tego wesolego nastroju a nawet wrecz przeciwnie wygladal na dziwnie przygnebionego i zamyslonego.
Dopiero po chwili dominik z freszem przyblizyli mi co takiego się wydarzylo przez ta chwile kiedy czekalem na nich przy wyjezdzie z pigalaka . Otoz gdy Wacha wyjezdzal spod pubu delikatnie zahaczyl kufrem o metalowy slupek i ku uciesze kilkudziesieciu widzow zaliczyl bardzo efektowna glebe. Ponoc jeszcze lezac na ziemi niewiadomo dlaczego zaczal krecic do oporu manetka gazu wydajac glosne dzwieki co jeszcze dodalo komizmu calej tej sytuacji .wszyscy zapewne mieli niezly ubaw oczywiscie wszyscy oprócz biednego Wachy który przy aplauzie przechodniow oraz siedzacej na ogrodkach piwnych publicznosci musial podniesc motocykl i grzecznie ruszyc przed siebie. Dlaczego zawsze jakieś fajne sytuacje muszą mnie omijac. Probowalem zagadac do Michala ale było widac ze bardzo przezywa ta glebe. Straty na szczescie były minimalne kilka rys na owiewce oraz na kufrze no i oczywiscie spora rysa na dumie samego motocyklisty ale który z nas kiedys nie lezal i to na pewno niektorzy bardziej spektakularnie .Wciąż pamietam jak kiedys ruszylem spod silowni moim ukochanym czoperem zapominajac ze wczesniej go przypialem lancuchem do slupa. Mój lot przez kierownice na pewno bylby hitem na youtube , na szczescie nikt tego nie nagral ale publika również była spora i salwy smiechu towarzyszace temu upadkowi slyszalem w uszach jeszcze przez kilka dni .
Wiedzialem ze potrzeba czasu i Wacha będzie sam mial z tego niezla polewke. Tymczasem popstrykalismy troche zdjec z tarasu widokowego chociaz powiem szczerze ze nie robilo to na mnie zadnego wrazenia a wrecz mnie nudzilo . Dużo bardziej ciekawia mnie widoki gorskie i dziela natury niż nawet najladniejsze dziela cywilizacji a to było po prostu ladnie oswietlone miasto a gdzies tam w dali widniala wieza eifla.
Pomalu zaczynalo dawac nam się we znaki zmeczenie . Było już kolo polnocy a my jakby nie patrzec od kilkunastu godzin byliśmy w drodze i wciąż nie wiedzielismy gdzie będziemy spali dzisiejszej nocy . Ustalilismy ze podjezdzamy teraz pod pola elizejskie aby zrobic sobie fotke przy luku triumfalnym z tamtad lecimy pod wieze eifla no a pozniej smigamy gdzies dalej od paryza by znalezc jakiś tani nocleg. Pozegnalismy się z ekipa znajomych dominika i ruszylismy przed siebie. Ledwie tylko zjechalismy ze wzgorza i wbilismy się w ogromny korek . Wszystkiego moglem się spodziewac ale nie tego ze o polnocy w sobote nie będzie można przejechac przez centrum miasta, okazalo się jednak ze to miasto nie chodzi spac więc musielismy zaczac delikatnie filtrowac uwazajac jednoczesnie na pojawiajace się zewszad dzieciaki na pierdzacych skuterkach. Po kilkunastu minutach takiej jazdy z daleka dostrzeglismy ladnie oswietlony luk triumfalny . Spogladajac w dal przed siebie widzielismy niekonczacy się korek więc zwazywszy na to ze nasz drugi punkt czyli wieza eifla była w zupelnie przeciwnym kierunku postanowilismy zatrzymac się gdzies tutaj i po prostu na tak zwany odpierdol strzelic sobie fotke z lukiem w tle i już dalej kierowac się na wieze. Oczy same się już nam, zamykaly zaparkowalismy na poboczu ,odwalilismy krotka sesje i już po chwili odbijalismy w bok kierujac się na.. wiadomo na co . jechalismy bocznymi uliczkami i ruch samochodowy nieco zmalal az wreszcie ujrzelismy ladnie oswietlona slynna ikone paryza. Pomimo mojej necheci do zwiedzania miast , podziwiania mostow , muzeow wiez i tego typu monumentow zbudowanych przez ludzi to wieza eifla zrobila na mnie wrazenie. Szczegolnie gdy już podjechalismy pod sam monument. Jakby nie patrzec jest to jedna z najslynniejszych budowli swiata a my na naszych zajechanych motocyklach stalismy u jej podnoza i podziwialismy to ponad trzystumetrowe dzielo. Wieze ponoc zbudowano specjalnie na paryska wystawe swiatowa w 1889 i miala ona zademonstrowac poziom wiedzy inzynierskiej i mozliwosci techniczne epoki , być symbolem owczesnej potegi gospodarczeji naukowo technicznej Francji. po dwudziestu latach ponoc miala być rozebrana ale jej konstruktor pan eifel do tego nie dopuscil zakladajac na niej laboratorium meteorologicznei aerodynamiczne . Stojac u podnoza probowalem sobie wyobrazic się jak wielkie musialo być to przedsiewziecie w 1889 roku . Na pewno przy owczesnej technologii musial byc to nie lada wyczyn.
W pewnym momencie wpadl mi do glowy pomysl by może już nie szukac hotelu tylko po prostu rozbic namioty właśnie tutaj u podnoza samej wiezy. Powiedzialem to niby zartem ale fakty były takie ze znajdowalismy się w parku gdzie miejsca na camping było calkiem sporo. Do tego , domyslajac się ze rozbijanie namiotow w centrum miasta pod jego symbolem nie jest do konca zgodne z tutejszymi normami byliśmy zaslonieci krzakami i az tak nie rzucalibysmy się w oczy . Piwo mielismy więc mogl to być tani i niezapomniany nocleg. Na początku tylko Dominik przystal na to z entuzjazmem ale już po chwili cala reszta ekipy była na tak . Nawet milczacy dotychczas Wacha powiedzial kilka zdan co znaczylo ze pomalu otrzasa się już z traumy po upadkowej i za niedlugo powinien być jak dawniej.
Na pobliskim parkingu spielismy razem lancuchami nasze motocykle i po zabraniu wszystkich potrzebnych bagazy zaczelismy rozbijac obozowisko . Takiego scenariusza nie powstydzilby sie żaden szanujacy się motoobiezyswiat. Troche mielismy obawy ze może pojawic się tutejsza zandarmeria i wówczas mogly by być klopoty ale patrzac obiektywnie w najgorszym wypadku zapewne nakazali by nam opuszczenie terenu i tyle . To nie bylo wielkie ryzyko zwazywszy na to ze o tym noclegu nie zapomnimy przez lata bo w koncu kto spal na dziko pod sama wieza eifla. Tuz obok parku znajdowal się ekskluzywny hotel , smialismy się ze cena pokoju z widokiem na symbol paryza musi być kosmiczna a my tu sobie za darmo mielismy jeszcze ladniejsze widoczki. Rozbicie namiotow zajelo nam chwilke jedynie wacha którego przenosny domek był zupelnie inny niż nasz maial male klopoty z jego rozlozeniem i podczas gdy my już raczylismy się piwkiem ten wciąż probowal po ciemku dopasowac czesci od swego namiotu az w koncu zrezygnowal i uznal ze spi pod golym niebem w samym spiworze. Proponowalismy mu by wbil się do ktoregos z nas bo miejsca było dość ten jednak był uparty i po rozlozeniu karimaty wcisnal się w swoj spiwor i tak już został . Pomimo cholernego zmeczenia nie moglismy zasnac , pilismy piwo i dyskutowalismy zarowno o tym jak wyjatkowe miejsce sobie obralismy na nocleg jak i ogolnie o tym gdzie to jeszcze się udamy i wlasciwie zartom nie było konca. Michal chyba już nawet zapomnial o swojej glebie i zrobila się właśnie taka atmosfera jaka być powinna podczas kazdej wycieczki . W pewnym momencie oswietlona lampkami wieza eifla rozblysnela na kilka minut migoczacym swiatlem i po chwili zupelnie zgasla . Spojrzalem na zegarek było już sporo po pierwszej i czas był najwyzszy by isc spac. Jeden po drugim znikalismy w namiotach , ja również jeszcze przez kilka minut popatrzalem na ciemna postac metalowego giganta i pomalu zapadlem w sen. wacha pozostal na zewnatrz i raczyl się jeszcze piersiowka jakiejs berbeluchy kupionej podczas jednego z postojow a ja już w tym momencie wiedzialem ze chlopak zalapal o co chodzi w naszych podrozach , i ze mu się to podoba. Wystarczylo kilka chwil bym zapadl w gleboki sen.


C.D.N...