Moto-Fan - Jazda bez granic

Pełna wersja: Oświęcim- Azja- Oświęcim
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Jesień to dobry moment na uwiecznienie wakacyjnej wyprawy. Zwłaszcza, że niedługo różnica temperatur, tej za oknem, a miejscem, którego wspomnienie zdecydowanie pobudza mi krążenie w stopach, wyniesie prawie 50 stopni! Tak, w Serbii trafiliśmy na falę rekordowych upałów. Ale od początku.
Pomysł, aby dotrzeć aż do Azji pojawił się zupełnie spontanicznie. Dlaczego nie? Takie zawsze wypalają. Bez wcześniejszych rezerwacji, orientacji noclegowych, przeliczania i kombinowania. Plan był prosty-pobudka 2:30, przygotowanie kufry, termos kawy i jazda! Jedyne co nie pozwalało mi do końca spokojnie zasnąć to motocykl- V-Strom 650. Mimo, iż jest już moim czwartym sprzętem z kolei, to mam go dopiero od początku sezonu i nigdy nie bawiłem się w duże odległości z tak małą pojemnością silnika. Wątpliwości więc siłą rzeczy pojawiło się wiele. Czy sprawdzi się w tak długiej i uciążliwej trasie? Jak zachowa się przy naprawdę sporym obciążeniu?(dwóch pasażerów, trzy dopchane, plastikowe, fabryczne kufry, dwie sakwy, namiot, śpiwory i plecak na bak) I czy w ogóle wrócimy? Dziś spokojnie mogę polecić ten motocykl wszystkim, którzy potrzebują się konkretnie zapakować na dłuższy wypad i nie stracić fortuny na benzynę. BMW GS nie jest koniecznie potrzebny żeby wyprawa była lekka, łatwa i przyjemna. „Osiołek” ze wszystkim daje radę ,a i tak w Budapeszcie znalazło się jeszcze miejsce na sporą ilość lokalnego winka.
Zobaczyliśmy sześć państw, przejechaliśmy w sumie około 5 tyś. km i zajęło nam to dwa tygodnie. W kolejności: Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Turcja-Bułgaria, Serbia, Węgry, Słowacja. I tu apel do wszystkich!! Jeżeli już chcecie żeby ktoś wam towarzyszył w naprawdę długiej wycieczce, to wybierzcie osoby, które lubicie i znacie. Niby oczywiste, ąle uwierzcie, stres i wysoka temperatura wyzwalają u niektórych maniakalno-depresyjno-dziecięce zachowania. Myśmy o tym nie wiedzieli. No cóż, było przynajmniej o czym opowiadać znajomym.
W Słowacji skupiliśmy się na Koszycach. Warto tam przespacerować się uliczkami starówki (o ile znajdziecie bezpłatne miejsce parkingowe) -gdzie pod stopami dosłownie ma się archeologiczny skansen- i zobaczyć katedrę św. Elżbiety- największy kościół Słowacji [attachment=53]. Jadąc do Turcji o Węgry tylko zahaczyliśmy.
Największe wrażenie zrobiła na nas Rumunia, którą zresztą przemierzyliśmy w całości z północy na południe. Państwo wszelkich możliwych kontrastów. Od suchych, płaskich, bezkresnych i bezludnych wręcz przestrzeni, po imponujące góry i sąsiedztwo Morza Czarnego. Pierwszym punktem docelowym była Sighisoara [attachment=54]. Czas stanął w miejscu. Gdyby nie ruch uliczny i elektryczność, to pomyślałbym, że przeniosłem się do średniowiecza. Pięknie i spokojnie. Sporym turystycznym udogodnieniem jest mnóstwo ulokowanych obok siebie zabytków. Tam kawa naprawdę relaksuje! Rozczarowaniem okazał się jeden z najbardziej wyczekiwanych etapów- transfogarska[attachment=55]. Pomyłką jest objeżdżanie tego najwyższego pasma Fogaraskich Gór (2600 m .n. p. m.) w weekend. Trasa o długości 108 km momentami stawała się nieprzejezdna. Korki w Karpatach? O tak! Do tego zalew straganików z miejscowymi souvenirami. Ale co tam, widok i asfaltowe serpentyny rekompensują absolutnie wszystko! Bajka i jest gdzie poszaleć! Praktycznie trasa okazuje się być dostępna jedynie dwa, maksymalnie trzy miesiące w roku. Zjeżdżając w dół szczególną atrakcją jest tama na jeziorze Vidaru, a stamtąd już w zasięgu wzroku mamy zamek Drakuli. Trzeba przyznać, że tajemnicza i piękna Transylwania wbija w fotel, a już na pewno nocleg pod samymi ruinami zamku legendarnego wampira. Pomimo lokalizacji w zalesionych górach, ruiny są jedynym obiektem znikającym dosłownie w mgnieniu oka z pola widzenia odjeżdżającego turysty. Jak to możliwe skoro są tak wysoko?
Nie zwiedzić stolicy byłoby wstydem, zwłaszcza, że Bukareszt jest atrakcyjnym choć strasznie ruchliwym miastem. Przy ponad 40 stopniowych upałach najlepiej pamiętam ciągnące się wzdłuż alei bukaresztańskich Pól Elizejskich wielkie fontanny. Trudno nie zauważyć Domu Ludu[attachment=56], jednego z największych budynków świata. Objęcie go w całości na fotografii, nie wyglądając przy tym jak mrówcza pielgrzymka, nie jest wcale łatwe. I jeszcze wiele, wiele innych obiektów upodabniających Bukareszt do Paryża.
Odtąd trzymając się praktycznie cały czas wybrzeża Morza Czarnego dotarliśmy do absolutnie wyjątkowego kasyna w Konstancy. Budynek jest nieczynny, czego kompletnie nie mogliśmy zrozumieć, bo jak zamknąć coś, w czym nie powstydziłby się poszaleć sam agent 007?[attachment=57] Tak więc Rumunia nie przestaje zaskakiwać. Nocleg udało się znaleźć w Mangali.
Po co plażować w Bułgarii skoro morze to samo, ten sam piasek, a taniej i spokojniej?
W Bułgarii tak naprawdę warto zatrzymać się w Burgas, obowiązkowo zobaczyć coroczny festiwal piaskowych rzeźb[attachment=58] oraz molo nad Morzem Czarnym. Sofia zdecydowanie przyciąga katedrą Aleksander Newski i kilkoma innymi zabytkowymi budowlami. Generalnie jest to kraj wyłącznie dla lubiących poleniuchować na plaży.
Dojeżdżając do Turcji prawdziwą szkołę przetrwania funduje przejście graniczne. Pięć bramek, w których pokazujesz po kolei wszystkie dokumenty i ostatnia, w której pokazujesz wszystkie dokumenty naraz. Ludzie są fenomenalni-spokojnie, wszystko powolutku da się załatwić. Jak tu zachować spokój skoro najlepsze dopiero przed nami. W Stambule nie można odmówić sobie zwiedzania Hagii Sophi[attachment=59], Błękitnego Meczetu, Cystern Bazylikowych, kompleksu muzeów archeologicznych. Co w Stambule zwiedzać nie jest tajemnicą, sztuką okazało się kiedy, jak i o co pytać. Kiepskim terminem okazał się niestety sierpień. Jest to miesiąc postu i co z tego wynika częstszych modlitw, przez co swobodne zwiedzanie meczetów nie wchodzi w grę. Dosyć cieżko jest kupić wtedy gdzieś alkohol, a brak piwa na stacjach benzynowych wręcz nas przeraził. Odrobine procentu byłoby wskazane podczas posiłku. Turcy mają pyszne potrawy, ale piekielnie ostre-wtedy każdy marzy o piwku. Konsumując jedno danie, którego nazwy i tak bym pewno nie był w stanie zapamiętać, wypociłem całodzienną, misternie zbieraną w organizmie porcję wody. Jazdy samochodem po Stambule nie jestem sobie w stanie wyobrazić- pasmo niekończących się korków do miasta, z miasta i w mieście. Dzięki ci Boże za motocykle, a i tak przemieszczanie się polega w większości na korzystaniu z gościnnosci i dobrej chęci miejcsowych. Lubią trąbić. Filozofia tego działania jest dla nas Polaków naprawdę zaskakująca. Już gotujesz się do odparcia ataku, jak to u nas, środkowym paluszkiem ,a oni trąbią bo… machają, uśmiechają się, gartulują pomysłu. Trzeba umieć żyć w dużych miastach i tak jak oni mimo wszystko nie dać się zwariować. Jeżeli już koniecznie chcecie coś kupić na Grand Bazarze, trzeba się dobrze zastanowić co, bo jeśli już zapytamy o cenę, a wcale nie jesteśmy na tę konkretną rzecz zdecydowani, wtedy mówi się o zakupach niekontrolowanych. Turcy choćby mieli się zastawić i zrujnować będą negocjować dopóki czegoś nie kupicie. Niełatwo odejść od straganu z niczym!
Skusiliśmy się na przedsmak Azji i odwiedziliśmy polską wioskę za Bosforem.[attachment=60] W Polonezkӧy iście po królewsku ugościł nas wójt Antonii Wilkoszewski. Dawno nie dostaliśmy tak poruszającej lekcji historii, w sumie to do tej pory nigdy nie miałem okazji wzruszyć się opowieścią o losie Polaków będąc tak daleko od domu. Absolutnie niesamowite miejsce przywodzące na myśl nasze Bieszczady. To była nasza chwila refleksji i odpoczynku od łamanej angielszczyzny.
Drogę powrotną warto rozpocząć od Serbii i przekonać się na własne oczy jak mało wiemy o tym państwie i w jak stereotypowy sposób. To piękny kraj przypominający wręcz Prowansję lub Włochy. Bardzo wiele można stracić chcąc kierować się na Belgrad autostradą. Przypadek chciał że się zgubiliśmy. Dzięki temu trasa przebiegła przez najbardziej malowniczy teren, jaki widzieliśmy-wybrzeże Dunaju i ruiny zamku Golubac[attachment=61]. Wycieczka po Belgradzie była niestety szybka i upalna, prawie 50 stopni w słońcu. Tylko najważniejsze zabytki i do cienia-o ile ktoś miał szczęście gdzieś go znaleźć.
Ostatnim punktem docelowym były Węgry. Budapeszt to mój zdecydowany nr jeden![attachment=62]
Bez gadania: Góra Gellerta, kościół w skale, pomnik Wiktorii, Wzgórze Zamkowe, Baszta Rybacka, kościół Macieja, Bazylika św. Stefana i porażający Parlament. To klimatyczne miasto mieści w sobie jeszcze mnóstwo atrakcji np. oceanarium lub grobowiec Drakuli. Miejsce, które podobało sie nam najbardziej okazało się stosunkowo najbliżej domu.
Dopiero będąc w podróży uświadamiamy sobie fenomen względności pojęcia „daleko”. Dwa tygodnie to niby niedługo, ale spokojnie wystarcza żeby popaść w chęć niekończącego się podróżowania i jazdy przed siebie. Bo jedyne co nas ogranicza to strach przed wyjściem z domu i barierami językowymi. Bzdura! Cos podobnego nie istnieje, tylko najtrudniej jest wykonać ten pierwszy krok by się o tym przekonać.

Jescze kilka ciekawych fotek[attachment=72][attachment=71][attachment=70][attachment=69][attachment=68][attachment=67][attachment=66][attachment=65][attachment=64][attachment=63]
Super i pięknie.
Wyprawa iście Azjatycka

W przyszłym roku planujemy wypad do Rumunii na trasę Transfogarska (Transfăgărăşan)

ale na to mamy całą zimę do pisania Usmiech

pozdr
no no ładna relacja Usmiech trasa tez widze super zaplanowana Usmiech no i 5 tys w 2 tyg to juz jest cos Usmiech
przemo pracujesz na piascie ?
Transfogarska jest przereklamowana- Transalpina podobno lepszaZaciesz

Tak na KWK PiastJezorek
fantastic.

bylem w Turcji tyle że samolotem Usmiech
To było ci na pewno wygodniej jak mi.
dobrze wiedzieć że v-strom dał radę Zaciesz mam taką samą maszynę Usmiech
V-strom to świetny motocykl ale miałem pewne obawy. Teraz mam do niego 100% zaufanie.
Stron: 1 2 3